Pęknięta pamięć

Wbrew zabiegom rozmaitych inżynierów społecznych – zarówno lewicowych, jak i prawicowych – nie udało się w Polsce uformować jednej, wspólnej pamięci zbiorowej. Problem ten łatwo sprowadzić do tego, że Polacy wciąż są podzieleni jeśli chodzi o stosunek do realnego komunizmu.

Publikacja: 25.10.2013 22:14

Pęknięta pamięć

Foto: Rzeczpospolita

Ale pamięć o PRL odgrywa z roku na rok coraz mniejsze znaczenie.

A jednak przeszłość pamiętamy różnie. Po roku 1989 zaczęło się w Polsce odrodzenie „małych ojczyzn". Wraz z końcem peerelowskiej urawniłowki dali o sobie znać między innymi Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy. I okazało się, że oprócz wielkiej narodowej historii, upowszechnianej przez państwo, są jeszcze odrębne małe historie poszczególnych osób, rodzin, społeczności lokalnych.

Pamięć mieszkańców Mazowsza różni się od pamięci Ślązaków, pamięci Kaszubów, pamięci Mazurów. Trzeba wziąć pod uwagę to, że w Polsce nie brakuje ludzi, którzy mieli dziadków w Wehrmachcie i których babcie były gwałcone przez sowieckich najeźdźców jako Niemki (chociaż przecież nie zawsze nimi były). Z kolei spora część polskich Żydów, skazanych przez Hitlera na zagładę, postrzegała okupację sowiecką jako mniejsze zło.

I w tym kontekście warto odbierać happening młodego artysty Jerzego Bohdana Szumczyka, który ustawił w Gdańsku w miejscu publicznym rzeźbę przedstawiającą żołnierza sowieckiego gwałcącego ciężarną kobietę. Historyk Bogdan Musiał, komentując to wydarzenie na łamach „Gazety Polskiej Codziennie", przypomniał postać pisarza Ilji Erenburga. Ten „stalinowski propagandysta żydowskiego pochodzenia nawoływał sowieckich żołnierzy do tego, aby »złamać dumę kobiet niemieckich«. A nieoficjalnie zalecano na przykład sowieckim partyzantom zabijanie jeńców niemieckich bez litości. Niemcy też nie byli tutaj lepsi". Musiał zarazem podkreśla, że skala gwałtów dokonywanych przez żołnierzy sowieckich na Polkach była mniejsza niż na Niemkach. „Nie było na takie traktowanie oficjalnego przyzwolenia, ale armia sowiecka, szczególnie jednostki tyłowe, to nierzadko było żołdactwo, często pijane. Oni gwałcili Polki".

Oczywiście, można się zastanawiać nad tym, czy takie przedsięwzięcia jak gdański happening są właściwym środkiem mającym na celu uświadamianie Rosjanom mrocznych kart dziejów Związku Sowieckiego. Gniewna reakcja rosyjskiego ambasadora na pojawienie się rzeźby Szumczyka może świadczyć o tym, że takie sytuacje Moskwa wykorzystuje skrzętnie jako argument na rzecz tezy o polskiej rusofobii.

Za rusofobów mogą być też uznani – jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało – niektórzy Rosjanie. Wśród nich jest Borys Sokołow, historyk i literaturoznawca, członek rosyjskiego Pen Clubu. Był on szefem Katedry Antropologii Społecznej na Rosyjskim Państwowym Uniwersytecie Społecznym. W roku 2008 został zdymisjonowany z tej funkcji po tym, jak skrytykował w mediach atak Rosji na Gruzję.

Wreszcie ukazał się polski przekład bardzo ważnej książki Sokołowa „Prawda i mity wielkiej wojny ojczyźnianej 1941–1945". Autor zadaje pytanie, czy wojna, którą historiografia sowiecka określiła mianem „wielkiej", na ten przymiotnik w ogóle zasługuje. Straty bowiem, jakie – według szacunków Sokołowa – ZSRS poniósł w wojnie, mogą raczej świadczyć o wielkiej cenie, jaką zapłaciły za nią narody sowieckiego imperium, niż o wielkim zwycięstwie.

Dużym atutem książki jest rozprawienie się z mitami propagandowymi dotyczącymi bohaterów wojennych, takich jak chociażby Aleksander Matrosow. 23 lutego 1943 r. w batalii pod wsią Czernuszki nieopodal Wielkich Łuków ten legendarny żołnierz ponoć własnym ciałem zasłonił otwór strzelniczy umocnionego gniazda ogniowego Niemców, dzięki czemu umożliwił swojej jednostce kontynuowanie natarcia.

„Przecież nie da się zasłonić ludzkim ciałem szczeliny strzeleckiej – wyjaśnia Sokołow. – Nawet jeden pocisk z karabinu (...) niechybnie zwala człowieka z nóg. Czołowa seria z karabinu maszynowego bez wątpienia odrzuci każde ciało ludzkie, nawet o dużej masie. Mit propagandowy nie może zanegować prawa fizyki, jednak jest zdolny zmusić naród, aby na pewien czas o tych prawach zapomniał. Podczas wojny ojczyźnianej rzekomo ponad 400 czerwonoarmistów dokonało identycznego wyczynu jak ten Aleksandra Matrosowa, przy czym niektórzy nawet przed nim".

Sokołow sporo miejsca poświęca kwestii kolaboracji sowieckich obywateli z niemieckimi najeźdźcami, w tym Rosyjskiemu Ruchowi Wyzwoleńczemu Andrieja Własowa. „Własow, jako generał, miał wystarczające szanse przeżycia w niewoli bez uciekania się do zdrady. Dla milionów zwykłych sowieckich jeńców wojennych szanse te były znacznie mniejsze. Tu wybór często był bardzo spolaryzowany: albo współpraca z nieprzyjacielem w tej lub innej formie, albo śmierć głodowa".

Książka Sokołowa, w przeciwieństwie do akcji Szumczyka, nie jest happeningiem. Dlatego może mało się o niej w Polsce mówi i pisze. A szkoda. Pokazuje bowiem, że nie ma jednej rosyjskiej pamięci, co może stanowić istotny kontrargument wobec stanowiska takich ludzi jak ambasador Rosji.

Borys Sokołow „Prawda i mity wielkiej wojny ojczyźnianej 1941–1945", Wydawnictwo Arkadiusz Wingert, Kraków 2013

Ale pamięć o PRL odgrywa z roku na rok coraz mniejsze znaczenie.

A jednak przeszłość pamiętamy różnie. Po roku 1989 zaczęło się w Polsce odrodzenie „małych ojczyzn". Wraz z końcem peerelowskiej urawniłowki dali o sobie znać między innymi Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy. I okazało się, że oprócz wielkiej narodowej historii, upowszechnianej przez państwo, są jeszcze odrębne małe historie poszczególnych osób, rodzin, społeczności lokalnych.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał