Emocji głęboko ludzkich, pięknych i głębokich: odwiecznej wiary w mądrość Opatrzności, nadziei na istnienie lepszego świata, miłości Boga do człowieka i człowieka do Boga.
Ostatnio doszły do tego emocje negatywne – Janusz Palikot i jego partyjni towarzysze usiłują bowiem usunąć symbol chrześcijaństwa z sejmowej sali. W polskich sądach ich argument o tym, że krzyż narusza dobra osobiste, na razie przegrał, ale posłowie już się odgrażają, że wystąpią o kasację wyroku do Sądu Najwyższego, a jak będzie trzeba, to pójdą walczyć z Panem Bogiem nawet do Strasburga. A tam – jak wiadomo – różnie może być.
Ideowo-medialne zaplecze Twojego Ruchu (d. Palikota) przyjęło nieco inny ton, zdając sobie chyba sprawę, że w Polsce usuwanie krzyża nie kojarzy się najlepiej. Mówienie zaś o „naruszaniu dóbr osobistych" kilku radykalnych polityków to retoryka tyle obłudna, co nazbyt parciana.
Zamiast tego pojawił się więc postulat, aby zlikwidować „monopol krzyża". To świadome lub mimowolne nawiązanie do schematu kuroniowskiego: nie zdejmujmy symboli religijnych, wieszajmy własne.
Zostawmy na boku sugestię, aby wieszać obok krzyża znaki innych religii. Tam, gdzie jest duża grupa innowierców, ma to na pewno głęboki sens. Bardziej frapująca i warta zanalizowania wydaje się propozycja, aby odtrutką na krzyż stała się Powszechna Deklaracja Praw Człowieka.