A jeśli mieszkają za południową albo wschodnią granicą, tym gorzej dla nich. Pamiętam, jak jako student na jednym z wyjazdów musiałem słuchać narzekań kolegów, którzy śmiali się z dziwnej dla nich słowackiej kuchni, a nie potrafili docenić ani jej smaków, ani wina podanego w karafce w podrzędnej knajpie.
Ta stara prawda przypomniała mi się ostatnio, kiedy kilka tygodni temu penetrowałem zaułki Kijowa. Na jednej z budek z towarami spożywczymi, podobnej do naszych osiedlowych, zauważyłem tabliczkę z napisem „Dla emerytów zniżka 10 procent". Niedużo? Ale jest! Ktoś o tych staruszkach tam, na tym niby „gorszym wschodzie", myśli!
A u nas? O ludziach starych – może raczej „starszych wiekiem", bo wielu z nich siłą i duchem jest młodszych niż niejeden znerwicowany i zagubiony 40-latek – u nas nie myśli niemal nikt. Czy ktoś widział nad Wisłą podobną zachętę, podobną zniżkę? Ja nie. Starsi dziś są przez wielu postrzegani głównie jako ci gorsi, nieprzystosowani, jako niepotrzebni hamulcowi postępu.
Nawet zwyczaj ustępowania miejsca starszym, będący jeszcze dekadę temu normą kulturową, dziś jest już raczej oznaką frajerstwa. Starość wygląda dobrze w reklamie ubezpieczeń albo w artykule w tygodniku traktującym o przepisach na udane święta. Na co dzień dziadków szanuje się, kiedy pełnią rolę taniej siły roboczej, opiekując się wnukami, albo przy okazji świąt: jako jedyni znają jeszcze tekst kolędy albo potrafią zrobić prawdziwy barszcz i kutię...
Oczywiście raz na jakiś czas ktoś coś powie, coś uzgodni, pochyli się nad problemem, ale wciąż niewiele się zmienia. Czy ktoś z czytelników pamięta jeszcze, że rząd już dobry rok temu przyjął (i szeroko reklamował) program 55 Plus, mający aktywizować zawodowo osoby po 55. roku życia?