Operacje plastyczne? Fakt, zdarzały się i wcześniej, ale dopiero przed trzydziestu laty stały się obowiązującą normą. Wcześniej na lifting, sztuczne powiększanie ust, korekty nosa etc. pozwalały sobie tylko największe gwiazdy show-biznesu; ?w latach siedemdziesiątych narzucony przez nie wizerunek wiecznej młodości stał się obowiązującą normą w szerokich kręgach ludzi o przeciętnym nawet poziomie zamożności.
Eksplodował rynek kosmetyków. Wymyślono silikonowe implanty, różnego typu wkładki i substytuty, a kalifornijskie miasta zaludnił przedziwny typ człowieka o ciele pokrytym wieczną opalenizną, śnieżnobiałych zębach, nastroszonych włosach, w obowiązkowych ciemnych okularach i w nieokreślonym wieku. To znaczy wiek metrykalny był różny, ?ale wyglądać należało, jakby czas się zatrzymał. Do dziś parodię tego typu człowieka ilustrują amerykańscy bywalcy sklepów ?z perukami; zawsze nienaganna sylwetka i modne ciuchy, ale ?o latach świadczą plamy wątrobowe na dłoniach i obwisła skóra ramion.
Ów typ kalifornijski rozniósł się po świecie i został uznany za normę pod różnymi szerokościami geograficznymi. Stał się symbolem i przejawem statusu materialnego, oznaką przynależności cywilizacyjnej; ludzkość zwariowała na jego punkcie, nie licząc się kompletnie z jego zwodniczą naturą. Bo choć majątek w znacznej części szedł na wizerunek, technologia udanie wspierała podtrzymanie zdrowia fizycznego i urody, organizm przecież nie stawał się (poza jednym może przypadkiem Benjamina Buttona) przez to młodszy. Ileż było ?w związku z tym przypadków dramatycznego niemal zdziwienia zgonami świetnie wyglądających staruszków, wypadków spowodowanych przecenianiem własnych sił czy samobójstw ludzi, którzy nie godzili się ze swoim wiekiem.
Napisano na ten temat prawie wszystko, co więcej, wykpiono tę epokę w tysiącach filmów i seriali („Moda na sukces"), choć nieco przedwcześnie, bo przecież nikt nie ogłosił jej końca. Dlatego analiza przyczyn czy bardziej dokładny opis zjawiska specjalnie mnie nie korci.
Interesuje mnie co innego. Czy owa szaleńcza epoka, owo zachłyśnięcie się młodością, zepchnięcie starości na wstydliwy margines było jedynym takim epizodem w historii? Czy zdarzały się wcześniej stulecia, lub choćby krótkie wycinki czasu, tak bezwzględnie zawstydzone starością? Czy mamy na to dowody w kronikach czy opracowaniach historii sztuki?