Jeśli jednak w fascynacji złem nie ma nic chorego, w czym może nam zaszkodzić psychopatyczny celebryta? Podszkoli nas co najwyżej, jak się nie dać zabić...
Twierdzę jedynie, że nasze zainteresowanie złem jest uwarunkowane biologicznie, czyli naturalnie. Nie można go zatem zmienić ani oceniać pod kątem moralnym. Niebezpieczne i niepokojące jest jednak co innego: rozdmuchiwanie sensacji i zbrodni. Powoduje to, że skala naszego zainteresowania złem rośnie, czego wyrazem jest ów celebrytyzm morderców. O ile przed epoką Internetu wystarczyła nam krótka informacja o tym, że coś się stało, o tyle teraz pożądamy więcej: barwnej opowieści, wachlarza szczegółów, czytania dzienników, słowem: devil-show! Zadziałał tu bowiem pewien mechanizm zwany habituacją.
Czyli?
Przyzwyczajeniem do pewnych bodźców. Jeśli wchodzimy do piekarni, czujemy zapach chleba tylko przez chwilę. Potem receptory węchu przyzwyczajają się do tego bodźca i już go nie rejestrują. Podobnie przyzwyczajamy się do natłoku makabry. Z roku na rok przybywa krwawych, szczegółowych relacji i makabrycznych zdjęć z miejsca zbrodni, zamachu czy wypadku. Przyzwyczailiśmy się widzieć wszystko na żywo i sama informacja nie wywołuje już ani emocji, ani zainteresowania.
Jak to się skończy?
Szukaniem coraz silniejszych wrażeń. Pamięta pani „Zbrodnię i karę" Dostojewskiego? Powstała z fascynacji tym, co działo się w głowie mordercy. Współcześnie potrzebujemy już doznań hurtowych i trudniej nas czymś zaskoczyć. A seryjny morderca-?-celebryta sprzeda się o wiele lepiej niż najbardziej zwyrodniały morderca jednokrotny.
Medialny devil-show banalizuje zło?
Oswaja nas się z nim. Nie słyszałem na przykład, by ktoś sprzedawał „pamiątki" po zbrodniach. Dowiedziałem się dopiero od pani. Ale gdy usłyszę o tym po raz drugi, pomyślę: co tam, przecież to powszechne zjawisko! A co gorsza, mój umysł potraktuje to jako coś już oswojonego. Z badań wynika bowiem, że jeśli długo o czymś rozmawiamy, to w miarę rozważania i przytaczania argumentów coraz łatwiej zaakceptować nam to, co na początku rozmowy wydawało się absolutnie nieakceptowalne. Inną makabryczną konsekwencją takich spektakli może być społeczne odwrażliwianie. Dowodzi tego kształcenie służb specjalnych.
Czyli szkolenia płatnych morderców?
Cóż, co najmniej kandydatów do tej roli. Jeden z głównych etapów takich szkoleń to właśnie odwrażliwianie. Kursanci oglądają materiały dotyczące odrażających, brutalnych, agresywnych scen, stopniowanych w natężeniu ohydy. Ich głowy umieszczone są wtedy w specjalnych uchwytach podtrzymujących nawet powieki, by nie można było zamknąć oczu. I co się dzieje? Reakcje fizjologiczne na przemoc i zło stają się coraz mniejsze, a człowiek stopniowo tępieje. Po takim odwrażliwianiu ludzie ci zostają mordercami...
W 2012 roku w Czechach aresztowano naśladowcę celebryty Breivika, ludobójcy z Utøya. Kolejny, James Holmes, otworzył ogień do ludzi w amerykańskim kinie podczas premiery kolejnej części przygód Batmana. Czy my także szukamy następcy Trynkiewicza?
Na to wygląda. Zbyt częsty kontakt z aktem zbrodni sprawia, że stanie się ona czymś, do czego przywykliśmy. To uczy nas agresji i odwrażliwia zarówno dorosłych, jak i dzieci. Powoduje tak zwane modelowanie, czyli uczenie się przez obserwację. To znana koncepcja społecznego uczenia się.
Tymczasem show nakręca społeczną panikę, a nagonka na pedofila trwa. „Bestia czyha na twoje dziecko" – krzyczy brukowiec. „Mam już imadło na twoje jaja" – to wpis na forum. Producent butów funduje nagrodę za wskazanie daty śmierci zwyrodnialca, proponując dwa rozwiązania: ktoś mu pomoże albo zabije się sam...
To makabryczne! Ale mechanizm ten jest mocno uwarunkowany kulturowo. Żyjemy w kulturze zwanej w psychologii „kulturą honoru", co tylko brzmi pozytywnie. Zgodnie z jej regułą, jeśli ktoś mnie znieważy, nie będę funkcjonował dobrze dopóty, dopóki tej zniewagi nie pomszczę. Najlepiej w dwójnasób. A wiele społeczeństw zarówno europejskich, jak i arabskich jest w takim myśleniu mocno zanurzonych. Jest to także kultura podsycania nienawiści do innych, która z braku wrogów codziennych kieruje się ku ujawnionym wrogom publicznym.
Dla mnie żywsza jest obawa, że gdy kiedyś flesze zgasną, morderca znowu może skrzywdzić czyjeś dziecko. Tymczasem pana Trynkiewicza nauczono już ponoć, czym jest dobro, czym zło.
Proszę wybaczyć, ale to wymysł jakichś niedouczonych psychologów zakładających, że tego rodzaju ludzie są w stanie na jakimś przyspieszonym kursie nauczyć się empatii. Pomimo najszlachetniejszej wiary w człowieka musimy jednak uwzględniać mnóstwo przygnębiających wyników badań, które pokazują, jakiego rodzaju ludzi uda się zresocjalizować, a jakich nie.
W tym wypadku się uda?
Nie wiem. Nie będę kolejnym „ekspertem". Aby cokolwiek wyrokować o konkretnym człowieku, potrzebujemy mnóstwa informacji, których ani pani, ani ja nie posiadamy. Tu pojawia się wielokrotnie zadawane pytanie, czy człowieka, który odbył już karę, można znowu pozbawiać wolności. A to rodzi kolejne – czy ów człowiek czuje się ukarany i karę traktuje jak zadośćuczynienie, czy raczej widzi swój pobyt w więzieniu wyłącznie jako formę krzywdzącej izolacji społecznej.
Takie kategorie odnoszą się do ludzi zdrowych psychicznie...
Biegli orzekli, że pan Trynkiewicz był poczytalny. Nie znamy jednak szczegółów tych badań i nie wiemy, czy były przeprowadzone poprawnie. Warto jednak zaznaczyć, że psychologów sądowych obowiązuje pewien kodeks etyczny: mając do czynienia z najbardziej odrażającym przestępcą, muszą pamiętać, że należy oddzielać człowieka od czynu. Zawsze powinni analizować konkretny czyn, a nie człowieka. A każdą wątpliwość powinni rozstrzygać na korzyść badanego człowieka. Tyle że o winie i karze rozstrzyga nie psycholog, lecz sędzia.
W kulturze masowej i sztuce morderca to często ktoś wyrazisty i nieprzeciętny: błyskotliwy Hannibal Lecter z „Milczenia owiec", zakochani w sobie, piękni „urodzeni mordercy".
Niestety, kino, podobnie jak media, pomaga nam oswoić zło, ocieplając wizerunek zbrodniarza lub dodając mu cechy, które nas fascynują...
Może jednak pociąga nas sfera tabu, czegoś, co dzieje się poza normą społeczną...
Twierdzi pani, że mamy w sobie jakieś mroczne instynkty, które próbujemy w ten sposób uwolnić? Nie zgadzam się z tym. Tak naprawdę większość z nas ma bardzo dobrze wykształcone zarówno mechanizmy hamowania agresji, jak i inne, zapewniające sprawne funkcjonowanie społeczne. Na przykład neurony lustrzane umożliwiające empatię. Nie można powiedzieć, że to kultura narzuciła nam jakiś gorset społecznych norm, z którego czasem próbujemy się wyrwać, a w rzeczywistości tkwią w nas dzikie bestie...
Ale przecież lubimy się bać. Może czytając fabularyzowane historie zbrodni Trynkiewicza, czujemy ten sam ekscytujący dreszcz, co oglądając „Koszmar z ulicy Wiązów"?
Popularne twierdzenie, że „lubimy się bać", nie jest prawdziwe. Bodźce z telewizora nie są żadnym realnym zagrożeniem, mamy nieustającą, przyjemną świadomość, że każde zło możemy tu zwyciężyć... pilotem. To nie przyjemność w odczuwaniu strachu, ale zapotrzebowanie na stymulację popycha nas do oglądania wszelkich sensacji czy filmów grozy. System nerwowy do sprawnego funkcjonowania potrzebuje bodźców: mocniejszy więcej, słabszy mniej. Przecież zamykanie człowieka w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu o przyćmionym świetle to jedna z najgorszych tortur...
Wywiad z mordercą dostarczy nam emocjonalnych bodźców?
Niektórym tak. Współcześnie wyeliminowaliśmy ze swojego otoczenia większość realnych zagrożeń. Nie czyhają na nas drapieżniki, nie musimy walczyć o pożywienie. W zamian dostarczamy sobie substytutów – sportów ekstremalnych czy strachu opakowanego przez media czy wytwórnie filmowe.
Pójdę dalej. Czy pamięta pan końcową scenę „Dziewiątych wrót" Polańskiego? Czarna noc i płomień pożaru. W blasku łuny kołysząca się w ekstatycznym akcie seksualnym skończenie piękna kobieta – demon (w jej roli Emanuelle Seigner).
Czyli zło jako piękno doskonałe?
W chrześcijaństwie szatan to upadły anioł. Czyste, demoniczne zło nosi w sobie zatem pewien element boskości. Czy także nie dlatego wielcy zbrodniarze uwodzą tłumy, stając się bohaterami masowej wyobraźni?
Fascynacja złem, szczególnie „wyidealizowanym", może mieć źródła w religijności człowieka. Im bardziej niezrozumiałe, nieumotywowane znanymi nam przesłankami bezinteresowne zło lub dobro, tym bardziej przypisujemy mu charakter nadnaturalny – demoniczny czy boski. W wielu kulturach najpewniejszym sposobem wyzwolenia się spod wpływu tego zła było jego oswojenie i poznanie.
Dr Tomasz Witkowski jest psychologiem społecznym. Ostatnio opublikował „Zakazaną psychologię" (Wydawnictwo CiS, 2013)