Zabobon w czasach racjonalizmu

Nowoczesność z jej kultem wiedzy i rozumu znika nam ?w oczach. Wieloletnia walka z Kościołem – traktowanym jako główny hamulcowy postępu – zrobiła swoje. Wróżbitów jest ?w Polsce około 100 tysięcy, a księży tylko 30 tysięcy.

Publikacja: 11.04.2014 19:26

Wróżby szeptuchy Paraskiewy. Na Podlasiu są zdania, że antyklerykalnym racjonalistom kurzy się we łb

Wróżby szeptuchy Paraskiewy. Na Podlasiu są zdania, że antyklerykalnym racjonalistom kurzy się we łbie...

Foto: Forum

Red

W okolicach świąt Bożego Narodzenia do studia TVN zaproszono gościa. Wiadomo, że święta to czas, gdy stacje telewizyjne licytują się w programach, które przyciągną jak największą liczbę widzów. Pewnie dlatego tego dnia widzowie na ekranach swoich panoramicznych telewizorów ujrzeli czarodzieja. A właściwie jasnowidza, który roztoczył przed nimi ponurą wizję apokalipsy czekającej ich w następnym roku. Ciężko wzdychając, obwieścił, że jedno z polskich miast legnie w gruzach. Po chwili uściślił, że chodzi o miasto na południu Polski. Prowadzący program dziennikarze nie skomentowali tego proroctwa. Być może nie potraktowali swojego gościa poważnie. Widzów zresztą też.

Dla porządku dodajmy, że proroctwo się nie spełniło. Program wyemitowano w 2011 roku. Domy w Rzeszowie, Krakowie, Wrocławiu ciągle stoją. Jasnowidza – z zawodu tokarza – więcej chyba nie zapraszano do TVN, aby przepowiadał milionom Polaków ich przyszłość. Pozostawiono mu niszę w programach kryminalnych, gdzie poszukuje zaginionych osób. Jak twierdzi, z wielkimi sukcesami, czego dowodzić mają liczne podziękowania ze strony policji.

Jak to jest, że w epoce satelitów, GPS, coraz szybszych mikroprocesorów miliony ludzi wgapiają się w jasnowidza, a policja, prowadząc najbardziej skomplikowane dochodzenie, kieruje się nie technologią, lecz różdżką?

Pierwsze odpowiedzi, jakie się nasuwają, to: biznes i – na drugim miejscu – ideologia. A biznes jest rzeczywiście perspektywiczny, bo wart około 2 miliardów złotych rocznie. Nic dziwnego, że liczbę wróżbitów szacuje się w Polsce na 100 tysięcy. Dla porównania, według danych GUS za 2007 rok, liczba dyplomowanych lekarzy wynosiła ponad 126 tysięcy. To oznacza, że na jednego lekarza przypada w naszym kraju niemal jeden czarownik. Dokładnych danych na razie nie ma, bo dopiero od pięciu lat wróżbici i tym podobni czarodzieje są wpisani – tuż obok fizyków, menedżerów, informatyków, chirurgów – na oficjalną listę zawodów prowadzoną przez Ministerstwo Pracy.

Możemy się pocieszyć, że na tle innych narodów nie jesteśmy jakoś nadzwyczajnie głupi. Amerykanie, którzy od ostatnich 30 lat są globalnym rozsadnikiem ezoterycznego zabobonu, mogą się pochwalić szczegółowymi danymi. Wynika z nich, że co czwarty dorosły Amerykanin wierzy w reinkarnację (wśród nich znakomita większość deklaruje się jednocześnie jako chrześcijanie), tyle samo dostrzega duchową energię w przedmiotach (na przykład w krzesłach), a nieco mniej, bo 16 proc., obawia się złego uroku.

Nowoczesność z jej kultem wiedzy i rozumu znika nam w oczach. Wieloletnia walka z Kościołem – traktowanym jako główny hamulcowy postępu – zrobiła jednak swoje. C.K. Chesterton, angielski pisarz, miał powiedzieć kiedyś, że „gdy człowiek przestaje wierzyć w Boga, nie znaczy to, że w nic nie wierzy. Może uwierzyć we wszystko".

Kościół jest naturalnym przeciwnikiem nadciągającego zabobonu. Naturalnym i jedynym. A krzyki o jego wszechwładzy są mocno przesadzone. Wróćmy na chwilę do statystyk: wróżbitów jest około 100 tysięcy, a księży tylko 30 tysięcy.

Niegdysiejsi liberalni racjonaliści tak żarliwie zwalczający Kościół za szerzenie przesądów religijnych, tak straszący powrotem do średniowiecza z zadziwiającą przychylnością odnoszą się dziś do lewitujących talerzyków i leśnych guseł. Hokus-pokus, czary-mary – niech ludzie wierzą, w co chcą, byle nie ulegali wpływom Kościoła.

Szeptuchy profesor Szyszkowskiej

Niektórzy dają nawet przykład. Maria Szyszkowska, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, kiedyś senator SLD i honorowa członkini Antyklerykalnej Partii Postępu, pisze na swoim blogu o szeptuchach. Określa się tak pochodzące z Podlasia znachorki, które na zamówienie potrafią jakoby rzucać klątwy. „Wiadomo także o tym, że umieją one zdejmować urok z chorego". Skąd pani profesor o tym wiadomo, tego nie wyjaśnia. „Przypuszczam, że urok należy interpretować jako negatywną energię, która osacza człowieka. Taka energia pochodzi od kogoś nieprzyjaznego, od wroga". Po tej naukowej definicji uroku pani profesor przechodzi do ogólniejszej refleksji. „Żyjąc w świecie cywilizacji, przestaliśmy zdawać sobie sprawę ze znaczenia więzi ze środowiskiem naturalnym. Magia jako siła lecząca to często wyraz odwoływania się do samoleczniczych mocy tkwiących w człowieku".

Można odnieść wrażenie, że antykościelna fobia pomogła pani profesor, wielbicielce Kanta, bliżej poznać tajniki magii i rzucania uroków.

Inny działacz antyklerykalny (świeżej daty) Janusz Palikot widywany był za to z czerwoną nitką kabalistów oplecioną na przegubie ręki. Bliższa analiza zdjęcia wykazała wprawdzie, że jest to raczej czerwony pasek od zegarka, ale niewykluczone, że tak wygląda zegarek kabalisty. Czerwone nitki noszą też polskie celebrytki przewijające się na łamach pism dla gospodyń domowych. Przykład dała im Madonna.

Trudno powiedzieć, czy pod wpływem Madonny znalazł się również prof. Paweł Śpiewak, znany i ceniony socjolog, onegdaj poseł, bo i on nie ukrywa nitki na ręku. Nitka ta – jak można się dowiedzieć ze strony kabalistów – „używana jest jako ochrona przed Złym Okiem, które ma ogromną negatywną moc. Odnosi się do wrogich, negatywnych spojrzeń, które czasem kierowane są w naszym kierunku przez otaczających nas ludzi. Zazdrosne oczy i złe spojrzenia wpływają na nas, uniemożliwiając nam realizację naszego pełnego potencjału w każdym aspekcie życia".

Jeśli więc szanowany profesor uniwersytetu odczuwa potrzebę „aktywowania tarczy ochronnej" przed złymi mocami, to jak tu nie uwierzyć tym, których nawiedzają zjawy. Dla nich jedyną tarczą są pogromcy duchów. Po wpłaceniu zaliczki trzeba tylko zaznaczyć, czy chodzi o „nawiedzenia proste (stukania, jęki, nagły chłód, pojawiające się nagle płyny)", „zjawy (pojawiające się na krótko widziadła)" czy o „byty duchowe niewidoczne (często zgłaszane przez dzieci albo zwierzęta domowe)". Szczególnie niebezpieczne są byty niewidoczne, bo po pierwsze, ich nie widać, a po drugie, nie zawsze krowa albo inne zwierzę domowe zdoła nam zgłosić zauważenie bytu niewidocznego.

Klątwy rzucam osobiście

Kabała to oferta elitarna. Dzięki niej prof. Śpiewak i inni sympatycy będą mogli posiąść – jak czytamy – „formułę, która da im dostęp do subatomowej rzeczywistości natury". Biblijnym przykładem takiej duchowej mocy ma być – zdaniem kabalistów – rozstąpienie Morza Czerwonego podczas ucieczki Izraelitów z Egiptu. Dla ludzkości będzie więc bezpieczniej, jeśli podobne kody dostępu posiądą wyłącznie osoby przewidywalne i utytułowane.

Lud może co najwyżej porzucać sobie klątwy, jeden na drugiego. Oprócz zachwalanych przez prof. Szyszkowską szeptuch są również oferty dla tych, którzy nie ufają prostej czarownicy z lasu. Ot, na przykład taka, znaleziona w internecie: „Oferuję wykonywanie obrzędów rzucania złych klątw, negatywnych uroków, uroków miłosnych i odmieńczych". Przed zamówieniem klątwy należy koniecznie wpłacić zaliczkę. Czarownik zapewnia solennie, że wszystkie klątwy rzuca osobiście, dodaje też, że „obrzęd ten wykonywany jest zawsze tylko raz w tygodniu, najczęściej w piątki".

Jest też oferta dla mściwych. Nazwano ją Życzenie Wyrównania. „Ta opcja jest po to, by wyrównać rachunki" – czytamy na stronie.

Rachunki to najwyraźniej kwestia delikatna. Jeden z czarowników mocno zaniepokojony nieuczciwą konkurencją pisze: „W obecnych czasach popyt na klątwy i uroki nie zmalał, a przeciwnie, zwiększył się niebywale. Niestety, ludzi potrafiących rzeczywiście to czynić jest bardzo mało. Namnożyło się w naszym kraju wróżek, czarowników co niemiara. Ogłaszają się, że ukończyli taką akademię czy taką, posiadają różne certyfikaty, dyplomy, po to tylko, żeby stworzyć iluzję własnej wiarygodności. Tacy specjaliści już za 6 zł rzucą urok, a za 40 zł klątwę. Jest to śmieszne i niepoważne. Jak można wykonać rytuał zaklęcia za 50 czy 100 zł, jeżeli potrzebne zioła i inne niezbędne substancje do odprawienia ceremonii kosztują ponad 200–300 zł? A sprzedawanie tekstów niby zaklęć za kilka złotych jest co najmniej żenujące".

Rzeczywiście żenujące. Trudno wszak oczekiwać, aby tak marna klątwa, i to jeszcze wysłana przez nieuka, mogła przebić czyjąś tarczę ochronną w postaci czerwonej nitki na ręku.

Na szczęście klątwę za odpowiednią opłatą zawsze można odwrócić przeciwko nadawcy. Wystarczy jego zdjęcie. A jeśli nie chcemy czynić szkody bliźniemu, można rzucić urok na jego samochód. I potem patrzeć z satysfakcją, jak go odwożą na lawecie do warsztatu.

Polska Akademia Hogwartu

Po tym, co tu zostało napisane, nie powinien chyba nikogo zdziwić fakt, że Polska dorobiła się czegoś na kształt własnej Akademii Hogwartu. Szkoła ta nie ma wprawdzie oficjalnie żadnych odniesień do magii. Słowami kluczami są tu ekologia, zdrowie i natura. No, bo żyć ekologicznie to znaczy żyć zgodnie z własną naturą, a więc w zdrowiu. W programie nauczania możemy znaleźć takie przedmioty jak: hunę, czakroterapię, ziołolecznictwo, qi gong, shiatsu, radiestezję czy kręgarstwo. Nikt tu nie wkuwa zbytecznej wiedzy rodem z klasycznych szkół.

W salce wykładowej wisi obrazek w zwoju, taki, jakie sprzedają na każdym chińskim straganie w Azji. Na sali studenci w różnym wieku. Wszystko to można obejrzeć na załączonych materiałach wideo. Podczas jednego z wykładów lektor tytułujący się profesorem Politechniki Wrocławskiej opowiada słuchaczom o szczęściu. „Jeśli chcesz, aby szczęście zagościło w twoim domu, koniecznie musisz mieć symbol nietoperza w domu. To co państwo zrobicie? Po wykładzie wieszacie sobie nietoperza w domu".

300 złotych miesięcznego czesnego to naprawdę niewiele za taką wiedzę. Tym bardziej że – jak można wyczytać na stronie szkoły – jej absolwent to człowiek przyszłości. Można mieć obawy, że to, niestety, okaże się prawdą.

Oprócz szkół wszechstronnie przygotowujących do zawodu maga są jednorazowe kursy organizowane przez specjalistów. Na przykład kurs świecowania i konchowania uszu metodą Indian Hopi. Organizator zapewnia, że dzięki umiejętności wkładania płonącej świeczki do ucha można cudownie się odprężyć, a nawet uciąć sobie drzemkę. Wszystko za 600 złotych (świeczki w cenie). No i trzeba koniecznie pamiętać o wpłaceniu zaliczki.

Zabobonowi ulegają również – wydawałoby się – twardo stąpający po ziemi biznesmeni. Dużą popularnością cieszą się wróżby giełdowe. Istnieją nawet wyspecjalizowane portale odpłatnie udostępniające gwiezdną wiedzę inwestorom. Jednocześnie trudno czynić z tego zarzut. W końcu giełda – podobnie jak cała gospodarka – zależy od tak wielu nieprzewidywalnych czynników, że nie da się w sposób precyzyjny ustalić rządzących nią mechanizmów. Pozostają zatem wróżby lub podobne im aplikacje komputerowe mające jakoby wyliczać prawidłowości rządzące notowaniami.

Ludziom dążącym do sukcesu nie zaszkodzi kupno aktywatora mocy. Producent przekonuje, opierając się na wyliczeniach „niezależnych osób", że pole obfitości generowane przez aktywator wynosi 40 tys. jednostek, a wibracje odczuwalne są nawet z odległości 40 metrów. Co ważne, „dzięki zjawisku rezonansu ich siła wzrasta zgodnie z rytmem wyznaczanym przez kosmiczny zegar piramid". Aktywator składa się z kilku metalowych rurek oraz umieszczonego pośrodku kamienia, na przykład kwarcu. Wszystko razem warte jest pewnie nie więcej niż 30 złotych, ale oferowane jest za 800. Cóż, energia kosztuje.

Biznesmeni mogą też skorzystać z ofert ezoterycznego doradztwa personalnego. Właśnie pod takich klientów przygotowany został kurs widzenia aury. Polecany jest on tym wszystkim, „którzy w codziennej pracy i życiu szukają skutecznych narzędzi poznawania ludzi i szybkiego odczytywania ich nastawienia. Szczególnie kurs ten może być użyteczny dla specjalistów marketingu bezpośredniego i korporacyjnego, specjalistów PR i tym podobnych. Umiejętność szybkiej orientacji w intencjach rozmówcy jest bezcenna w przypadku podpisywania kontraktów, umów czy np. pożyczania komuś pieniędzy". A więc nie podpisuj kontraktu, dopóki nie nauczysz się odczytywać aury. W programie kursu znalazły się m.in. omówienie warstw aurycznych, doświadczenia naukowe dotyczące badań nad aurą (a to ciekawe), a także warstwy podlegające prawom fizyki oraz niepodlegające im. Dodatkowo każdy, kto polubi profil specjalistów od warstw aurycznych na Facebooku, otrzyma 10 proc. zniżki za kurs.

Wróżbici chętnie pomogą także w przyjmowaniu nowych pracowników. Bo standardowo kandydata można sprawdzić tylko merytorycznie, jednak nie kompetencje się liczą, lecz cechy osobowości. Jak czytamy „firmy XXI wieku wiedzą o tym i starają się wyeliminować ten czynnik, jako potencjalne źródło konfliktu i napięcia mogącego doprowadzić do ruiny firmy. Każdy człowiek posiada pewien zasób nieuświadomionych cech, które są ukryte nieraz przed nim samym. W takich wypadkach pomocne są techniki dostępne w sferze wiedzy ezoterycznej, numerologia, astrologia, jasnowidzenie, dzięki którym dobór i wykrycie tajemnych cech pracownika, potencjalnie szkodliwych dla firmy, jest możliwe nawet bez świadomości zainteresowanego". Nikt nie powinien zatem protestować, jeśli pracodawca zwolni go nagle za działanie na szkodę firmy. Bo być może szkodził, ale sobie tego nie uświadamiał.

Coaching szamański

Zabobon zdobywający sobie w Polsce coraz większą przestrzeń napędzany jest nie tylko żądzą zysku. Jego motorem jest także liberalny dogmat samospełnienia. Zgodnie z nim ważne są wyłącznie indywidualne potrzeby i indywidualne szczęście. Wywierana jest presja, aby bez względu na wszystko sprostać narzuconym wymogom zawodowym i osobistym. Stąd biorą się popularność wschodnich metod samorozwoju, antropozoficzny bełkot o emancypacji ludzkiego „ja" i poszukiwanie scalenia z bogiem rozumianym jako bezosobowa siła kosmiczna (bóg małą literą, bo osobowy Bóg chrześcijański nie zachęca przecież ludzi do depersonalizacji). Są to ścieżki nie do pogodzenia z chrześcijaństwem i jako takie są przez Kościół odrzucane. Mimo to we współczesnym, odgórnie zindywidualizowanym społeczeństwie zabobon znalazł cieplarniane warunki.

Zabobon coraz częściej przejmuje też nomenklaturę zarezerwowaną dotąd dla technik rozwoju osobistego. Pojawiają się kursy samodoskonalenia osobowości będące w istocie adaptacją parareligijnych metod rodem z Dalekiego Wschodu. Relacja trener–klient oparta bywa na wschodniej opozycji mistrza i ucznia. Mistrz wprowadza ucznia w arkana sekretnych technik, a uczeń się podporządkowuje.

Wśród ofert coachingu można znaleźć nawet coaching szamański. Trener zapewnia potencjalnego klienta, że „w oparciu o swoje doświadczenie w naturoterapii, hunie, psychotronice i innych dziedzinach czuje się kompetentny, by prowadzić coachingi".

I jeszcze jeden cytat: „Pracujemy z białym światłem, które przyciągamy przez czubek głowy i kanał centralny, z inteligentną energią i Wyższym Ja". Światło przeciągane przez głowę może być jednak groźne. Jedna z absolwentek kursu wyznała w komentarzu: „Jestem zdumiona, w jakim tempie spadają zasłony z mojego umysłu!".

Tłum pod kontrolą

Warto dodać, że huna to amerykański wynalazek z II połowy XX wieku oparty na starohawajskich wierzeniach. Jak reklamują się propagatorzy tego zabobonu, dzięki hunie „zdolności ponadzmysłowe, takie jak: telepatia, jasnowidzenie i umysł wpływający na materię, nie są już dłużej zarezerwowane dla małej grupki ludzi z naturalnymi talentami. Mogą one być rozwijane przez każdego, kto zechce zaakceptować hunę".

A więc droga do sukcesu współczesnego człowieka prowadzi przez telepatię i jasnowidzenie.

Wszystko to często bywa jeszcze podlewane hinduskim parareligijnym sosem o otwieraniu czakramów i przepływie kosmicznej energii przez ciało. Jednak wbrew zapewnieniom trenerów człowiek poddany takiej terapii nie tylko nie wzmacnia swojej osobowości, ale wręcz przeciwnie, integrując się bezosobowo z kosmosem, osłabia ją.

Doskonale prosperujący rynek guseł rzeczywiście tworzy człowieka przyszłości. Zagubionego duchowo, pozbawionego trwałych zasad, wyalienowanego, skupionego na sobie samym i swoim „szczęściu". Bo przecież – jak przekonują szarlatani – to szczęście jest głównym celem ich praktyk. A drogą do tego egoistycznego szczęścia są: wyuczone techniki samokontroli, czerwone nitki, kosmiczna energia i klątwy.

W rzeczywistości szerzący się w XXI stuleciu zabobon jest czymś dokładnie przeciwnym. Ten zalew głupoty to systemowa oferta dla ludzi pozbawionych rzeczywistego wpływu na swój los. Znacznie łatwiej kontrolować tłum ludzi czerpiących wiedzę od szamanów, szukających bezpieczeństwa w czarodziejskich kamykach i znajdujących sprawiedliwość w zamawianiu uroków. A przy tym święcie przekonanych, że posiedli tajemną sztukę kontroli nad sobą i otoczeniem.

Autor jest publicystą. Był m.in. zastępcą redaktora naczelnego „Dziennika"

W okolicach świąt Bożego Narodzenia do studia TVN zaproszono gościa. Wiadomo, że święta to czas, gdy stacje telewizyjne licytują się w programach, które przyciągną jak największą liczbę widzów. Pewnie dlatego tego dnia widzowie na ekranach swoich panoramicznych telewizorów ujrzeli czarodzieja. A właściwie jasnowidza, który roztoczył przed nimi ponurą wizję apokalipsy czekającej ich w następnym roku. Ciężko wzdychając, obwieścił, że jedno z polskich miast legnie w gruzach. Po chwili uściślił, że chodzi o miasto na południu Polski. Prowadzący program dziennikarze nie skomentowali tego proroctwa. Być może nie potraktowali swojego gościa poważnie. Widzów zresztą też.

Dla porządku dodajmy, że proroctwo się nie spełniło. Program wyemitowano w 2011 roku. Domy w Rzeszowie, Krakowie, Wrocławiu ciągle stoją. Jasnowidza – z zawodu tokarza – więcej chyba nie zapraszano do TVN, aby przepowiadał milionom Polaków ich przyszłość. Pozostawiono mu niszę w programach kryminalnych, gdzie poszukuje zaginionych osób. Jak twierdzi, z wielkimi sukcesami, czego dowodzić mają liczne podziękowania ze strony policji.

Jak to jest, że w epoce satelitów, GPS, coraz szybszych mikroprocesorów miliony ludzi wgapiają się w jasnowidza, a policja, prowadząc najbardziej skomplikowane dochodzenie, kieruje się nie technologią, lecz różdżką?

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą