Już samo porównanie z krótszym przecież i o wiele trudniejszym okresem II Rzeczypospolitej pokazuje, że ostatnie ćwierćwiecze to w ogromnej mierze czas zmarnowanych szans. Mimo wyjątkowo korzystnej sytuacji międzynarodowej – przyjęcia do NATO, do Unii Europejskiej i związanego z tym potężnego wsparcia finansowego – nie sposób uwierzyć, że Polska wciąż rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej.
Upadek przemysłu, utrata kontroli nad sektorem bankowym, marnotrawstwo środków unijnych, wszechobecna korupcja, niesprawiedliwy wymiar sprawiedliwości, rozpadająca się służba zdrowia, edukacja dewastowana od przedszkola aż po szkolnictwo wyższe, krach systemu emerytalnego, uzależnienie energetyczne od Rosji, demontaż polskich sił zbrojnych, osłabienie podmiotowości czy wręcz klientelizm w polityce zagranicznej i wreszcie widoczna gołym okiem postępująca degeneracja klasy politycznej – tę listę grzechów i zaniedbań można by dalej poszerzać i ilustrować stosownymi przykładami.
Bez nadziei
Niezależnie od krytycznych analiz funkcjonowania poszczególnych sfer naszego państwa istotną oznaką dynamiki nastrojów społecznych są utrzymująca się fala emigracji, wzrastająca od kilku lat liczba samobójstw (w tym dramatyczny wzrost w 2013 roku!) oraz nadciągająca katastrofa demograficzna. Ta ostatnia nie jest spowodowana jedynie absurdalną polityką (nie tyle pro-, ile raczej antyrodzinną), lecz przede wszystkim pogłębiającym się poczuciem utraty nadziei na sensowne życie, szczególnie dotkliwym dla młodego pokolenia. Jeśli u zarania III RP wydawało się nam, że „jesteśmy wreszcie we własnym domu", to od pewnego czasu poczucie to staje się dla wielu z nas coraz bardziej iluzoryczne.
Aby rzecz zobaczyć we właściwym świetle, warto się cofnąć w czasie. W czerwcu 1987 roku, w pierwszym dniu swojej trzeciej pielgrzymki do ojczyzny, Jan Paweł II na spotkaniu na Zamku Królewskim w Warszawie precyzyjnie ukazał ówczesnym rządcom PRL, na czym polega odpowiedzialne myślenie o wspólnocie. Nasz przyszły los – mówił ojciec święty – „leży w ręku tych, którzy potrafią podać następnym pokoleniom motywy życia i nadziei". Oczywiście ówczesna władza nie była w stanie ani tych motywów podać, ani nawet pojąć, że w ogóle można myśleć o Polsce i Polakach, odwołując się do takich kategorii i do takiego wymiaru. Ale czy dzisiejsza władza to potrafi? Dlatego to samo pytanie o motywy życia i nadziei dla obecnych i przyszłych pokoleń trzeba stawiać zarówno aktualnie sprawującym rządy, jak i tym, którzy do tego aspirują.
Coraz bardziej pogłębiający się kryzys nadziei, który grozi – i to wcale w nie tak odległej perspektywie – wręcz fizyczną zagładą narodu, ma swoje korzenie o wiele głębiej niż tylko w wymiarze polityczno-ekonomicznym. Chodzi tu przecież przede wszystkim o kryzys duchowy dotykający podstawowych wartości, na których osadzone jest nasze osobiste życie i które pozostają ściśle związane z dziejami naszego narodu. Czy słowa: „jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy", „za wolność waszą i naszą", „Bóg, Honor, Ojczyzna", cokolwiek dziś jeszcze znaczą? Czy potrafią natchnąć sensem obecne pokolenia, tak jak wpłynęły na ich poprzedników? Czy są jeszcze w stanie skłonić nas do poświęceń, do postawienia dobra wspólnoty ponad troskę o własne sprawy i własne interesy?
Wartości zostały poświęcone w imię interesu umawiających się elit