Towarzysz Facebook ma głos

Facebook mnie zablokował. Nawet nie ostrzegł, nie poprosił o wyjaśnienia, nie domagał się samokrytyki, ale zablokował bez uprzedzenia.

Publikacja: 02.08.2014 12:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Na razie tylko na pewien czas, ale pogroził paluszkiem, że jak się nie poprawię, to mnie wykluczy na zawsze: „Tymczasowo zablokowano Ci możliwość publikowania postów. Ta tymczasowa blokada będzie trwała 24 godziny, w międzyczasie nie będziesz w stanie zamieszczać postów na Facebooku. Pamiętaj, że konta osób, które stale zamieszczają niedozwolone treści na Facebooku, mogą zostać wyłączone na stałe".

Czym naraziłem się tej sympatycznej ośmiorniczce, z której usług od paru lat korzystam? Jakież to treści Facebook uważa za niedozwolone? Otóż wystąpiłem w obronie wolności słowa. Wrzuciłem link do informacji ze strony internetowej „Rzeczpospolitej" o tym, że sąd zakazał symbolu „zakaz pedałowania", bo uznał, że jest nieprzyzwoity.

To prawda – znak „zakaz pedałowania" jest nieco nieobyczajny. Jednak podtekstem sądowego zakazu nie jest dbałość o publiczne obyczaje (ileż nieobyczajnych reklam i symboli zaśmieca przestrzeń publiczną...), ale cenzura w imię politycznej poprawności. Dlatego na swoim profilu wystąpiłem przeciw owej cenzurze – i zaraz dostałem po uszach. Rewolucjoniści spod tęczowego sztandaru wytropili mnie i postanowili pogonić kobyłę historii za pomocą towarzysza Facebooka, który chętnie wcielił się w rolę pastucha.

Jednak nie samym Facebookiem chciałbym się tu zajmować – wciąż mam nadzieję, że administratorami są tam tylko pożyteczni idioci. Bardziej interesują mnie prawdziwi bojownicy o postęp. Otóż o poganianiu kobyły historii wspomniałem nieprzypadkowo – różnej maści lewackie organizacje działające w Polsce coraz bardziej przypominają mi bowiem radykalne ruchy, które rodziły się w Europie po I wojnie światowej. I nie mam na myśli tylko komunistów. Te grupy i grupki nie są dziś w stanie zdobyć władzy drogą demokratyczną, bo ich skrajne poglądy – przynajmniej na razie – śmieszą lub brzydzą większość Polaków. Usiłują więc wymuszać „szacunek" dla swoich poglądów innymi środkami.

Ja tylko wymienię parę z nich, a państwo niech sami poszukają analogii do lat 20. ubiegłego stulecia. A więc: masowe parady przechodzące przez polskie miasta z tęczowymi flagami. Anarchistyczne bojówki rozbijające marsze niepodległości. Ataki na katolików, próby wypchnięcia religii z przestrzeni publicznej i niesmaczne antyklerykalne dowcipy w gazetach popierających skrajnie lewicowe ideologie.  Spisywanie czarnych list prawicowców i homofobów. Wreszcie drobne szykany wobec tych, którzy nie chcą się dostosować do wyznaczonej przez lewaków poprawności – takie jak choćby blokowanie krytyków na Facebooku.

I jeszcze jedno podobieństwo: radykalne ruchy z czasów międzywojnia budowały swoją tożsamość nie na poglądach politycznych swoich działaczy, ale na wspólnocie rasowej bądź klasowej. Zakładały, że biały Aryjczyk z natury rzeczy powinien być wyznawcą nazizmu, a robotnik – komunistą. I walczyły – przynajmniej w teorii – o przywileje dla tych właśnie grup.

Niestety, współczesna lewica poszła podobną drogą. Gender, tolerancja, równość... i kiedy poskrobać każde z tych haseł, to zaraz spod cienkiej warstwy farby drukarskiej wychodzi żądanie kolejnych przywilejów dla gejów. Stosunek do homoseksualizmu jest dziś jądrem całej lewackiej ideologii. Tak jakby preferencje seksualne były najważniejszym elementem światopoglądu człowieka regulującym wszystkie inne sfery życia.

Budowanie polityki i ideologii na kryteriach rasowych i klasowych zawsze budziło moje największe obrzydzenie. Podobnie przeraża mnie, że dziś o tym, co wolno i czego nie wolno w życiu publicznym, co jest słuszne, a co niesłuszne, ma decydować stosunek do preferencji płciowych. W takiej sytuacji używanie mało estetycznego symbolu „zakaz pedałowania" przestaje być tylko demonstracją niechęci do homoseksualistów: staje się wyrazistą deklaracją w obronie wolności – przeciw gejowskiemu totalizmowi.

Jakiś czas temu Czarek Gmyz zadeklarował, że wypisze się z Facebooka na znak protestu przeciw gejowskim ikonkom, które ów portal społecznościowy umieścił  w swoim komunikatorze. Namawiałem go wtedy, żeby się nie wygłupiał, bo z tęczowych rysuneczków nie trzeba korzystać, a Facebook jest dla wszystkich. No więc już wiem, że niekoniecznie. Ale sam nie odejdę. Niech mnie wyrzucą.

Redakcyjna koleżanka Agnieszka twierdzi, że ona by nawet tych 24 godzin nie wytrzymała bez Facebooka. Ja jestem znacznie starszy, więc pamiętam czasy, gdy w „Dzienniku telewizyjnym" były jedynie słuszne poglądy, ale ludzie jakoś sobie radzili – była Wolna Europa, Głos Ameryki, pojawił się drugi obieg i radio „Solidarność". A w razie czego mam też w domu starą maszynę do pisania, mogę sam przepisywać ulotki z żądaniem „zakazu pedałowania".

Na razie tylko na pewien czas, ale pogroził paluszkiem, że jak się nie poprawię, to mnie wykluczy na zawsze: „Tymczasowo zablokowano Ci możliwość publikowania postów. Ta tymczasowa blokada będzie trwała 24 godziny, w międzyczasie nie będziesz w stanie zamieszczać postów na Facebooku. Pamiętaj, że konta osób, które stale zamieszczają niedozwolone treści na Facebooku, mogą zostać wyłączone na stałe".

Czym naraziłem się tej sympatycznej ośmiorniczce, z której usług od paru lat korzystam? Jakież to treści Facebook uważa za niedozwolone? Otóż wystąpiłem w obronie wolności słowa. Wrzuciłem link do informacji ze strony internetowej „Rzeczpospolitej" o tym, że sąd zakazał symbolu „zakaz pedałowania", bo uznał, że jest nieprzyzwoity.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Luna, Eurowizja i hejt. Nasz nowy narodowy sport
Plus Minus
Ubekistan III RP
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności