Pod tym względem sytuacja bardzo się zmieniła na niekorzyść w porównaniu z bardzo jeszcze niedawną przeszłością.
W 1999 roku Sejm Rzeczypospolitej w specjalnej uchwale zgodnie uczcił zasługi Dmowskiego z okazji 60. rocznicy jego śmierci. Gdy jednak w 2012 roku prezydent Bronisław Komorowski z okazji Narodowego Święta Niepodległości 11 listopada zainicjował w Warszawie Marsz „Razem dla Niepodległej" szlakiem pomników twórców polskiej niepodległości – w tym Dmowskiego – na lewicy podniosły się głosy, że czczenie pamięci ideologa polskiego nacjonalizmu jest niestosowne. Janusz Palikot pozwolił sobie nawet na porównanie Dmowskiego do Hitlera.
Z pasją i skrajnie negatywnie o Dmowskim wypowiadał się także w dniu święta narodowego liberał prof. Ireneusz Krzemiński. Adam Michnik, czołowa postać nurtu liberalno-lewicowego w Polsce, gdy w ostatnich latach zabiera głos o Narodowej Demokracji i Dmowskim, zwraca uwagę wyłącznie na negatywne elementy ich dziedzictwa. A przecież jeszcze niedawno bywało inaczej.
Po marcu 1968 roku, do końca lat 70., środowisko komandosów oskarżało PZPR o przejęcie ideologii endeckiej, która była dla niego uosobieniem zła. Jednak w latach 80. Adam Michnik znacząco zrewidował te oceny. W „Rozmowach w Cytadeli" – pisanych w więzieniu – jego ocena ideologii i myśli politycznej endecji była wyważona i zawierała wiele pozytywnych ocen. W publicystyce Michnika z ostatnich lat tych ocen już nie znajdziemy. Obraz endecji kreślony jest niemal wyłącznie czarną barwą.
Mamy więc do czynienia z szerszym zjawiskiem. Dmowski znowu stał się dla dużej części środowisk lewicowo-liberalnych postacią złowrogą. Może to dziwić. Poważna historiografia w ostatnim okresie nie poczyniła przecież jakichś nowych ustaleń, które zmieniałyby utrwalony w niej wizerunek Dmowskiego. Historycy, bez względu na swe ideowe sympatie, uznają go za jednego z twórców polskiej niepodległości po I wojnie światowej.