Gdybym zahamowała, byłoby nieprzyjemnie. Ale to nic, zaraz mnie wyprzedzi. Ciekawe, kto siedzi za kierownicą. Już zresztą mogę zgadywać. Będzie to mniej więcej trzydziestoletni mężczyzna krótko ostrzyżony lub łysy, w okularach przeciwsłonecznych lub/i w bejsbolówce. Ja jadę 80, przy dozwolonej szybkości 60. On wyprzedzi mnie z prędkością około 110, po czym wyrwie się triumfalnie do przodu, hucząc tłumikiem i silnikiem.
Im starszy samochód, tym młodszy kierowca. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież młodych rzadko stać na nowe auto, gdyby nie to, że właśnie ci są na drodze najbardziej agresywni. Gaz do dechy, siadać przeciwnikowi na zderzaku i trzymać, póki nie ustąpi, choćby jechał z przepisową szybkością. Zwłaszcza gdy kierowcą tego wyprzedzanego jest kobieta. Baba ma spadać, to jasne. Oczywiście ograniczenia szybkości ma rajdowiec w dużym poważaniu.
Ale gdy krótko ostrzyżonego w bejsbolówce dopadnie potężne audi albo nowe bmw, on podkula ogonek i pokorniutko zjeżdża na prawy pas.
Savoir-vivre na naszych drogach ma podstawę ekonomiczną. Rację ma ten, kto wyda na brykę więcej. Bo polskie drogi to nie tyle wyścig brawury z ostrożnością, ile wyznaczanie porządku dziobania. Granatowy opel rocznik 2003 może podskoczyć średniakowi, ale wie, że z grubszą zwierzyną nie ma szans.
Sytuacja jednak się zmienia. Widok nowego bmw lub audi 7 już niekoniecznie sugeruje, że w środku znajduje się gangster lub cały gang, jak w latach 90. W tych autach, co obserwuję na drodze do Konstancina, którą jeżdżę do domu (tak dla porządku – nie, nie mieszkam w Konstancinie), siedzą panowie czterdziestoletni i starsi. Albo kobiety. Jadą sobie spokojniutko prawym pasem. Większą zajadłością wykazują się natomiast kierowcy mini morrisów, którymi najczęściej są zresztą młode kobiety. Te lubią mocno wcisnąć pedał gazu.
Nie jestem częstym bywalcem autostrad, ale niedawna podróż do Łodzi była dla mnie doświadczeniem, którego nie chciałabym powtórzyć. Kiedy jedziesz przepisowe 120, dopada cię wyżej wspomniany granatowy opel, który, wypruwając z siebie flaki, musi dać pokaz swojej energii. Oczywiście siada na zderzaku, dopóki nie dopnie swego, czyli spędzenia cię z pasa, jeśli ośmielisz się choć przez chwilę jechać lewym. Albo, co jeszcze bardziej prawdopodobne, napastnikiem będzie samochód dostawczy lub służbowy. Ci kierowcy bez oporów stosują techniki wymuszania, tym bardziej, im bardziej samochód do nich nie należy.