Podczas Euro 2012 niemiecka ekipa piłkarska miała swoją bazę w Gdańsku. Zawodnicy, trenerzy i reszta zespołu zdobyli się wówczas na piękny gest. Znaleźli czas, by odwiedzić teren byłego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau i oddać hołd pomordowanym.
Niemcy jechali przez całą Polskę, by odwiedzić miejsce będące symbolem zbrodni III Rzeszy. Zapewne nikt z polskich gospodarzy nie powiedział im, że znacznie bliżej Gdańska znajdują się tereny innego obozu koncentracyjnego i obozu zagłady: Stutthofu.
Stutthof to miejsce jeszcze bardziej niż Auschwitz naznaczone polsko-niemiecką historią I połowy XX wieku z całym jej tragizmem, ale też przypominające całą specyfikę nieistniejącego już polsko-niemieckiego pogranicza. Katami byli Niemcy, ofiarami głównie Polacy i Żydzi, ale też niemało Niemców uznanych za wrogów III Rzeszy bądź ludzi z pogranicza polskości i niemieckości.
Blisko Gdańska, pod Wejherowem, leży też Piaśnica, gdzie naziści wymordowali kilkanaście tysięcy ludzi – elity polskie z Pomorza, polskich księży i siostry zakonne, a także Niemców – pensjonariuszy szpitala psychiatrycznego. Większość ofiar do dziś nie jest znana, bo oprawcy skutecznie zatarli ślady zbrodni. Wizyta wieloetnicznej reprezentacji nowych Niemiec (taki ma przecież wizerunek) w jednym z takich miejsc byłaby równie, jeśli nie bardziej, godnym i symbolicznym wydarzeniem. O Piaśnicy i Stutthofie dziś jednak niemal zapomniano.
W PRL było inaczej. Zgodnie z hasłem „Byliśmy, jesteśmy, będziemy" władza ludowa podkreślała polskość Ziem Odzyskanych z Gdańskiem na czele. Ale robiła to w zakłamany sposób. Eksponowała rolę lewicy i komunistów. Na przykład fikcyjni bohaterowie popkultury PRL – Janek Kos i kapitan Kloss – byli Polakami rodem z Gdańska i Kościerzyny. W oczach władz komunistycznej Polski miejscowi Polacy jawili się jako element niepewny, reakcyjny, burżuazyjny, klerykalny. Komunizm nie cieszył się tam poparciem: ziemie te pod względem ideowym należały do endecji, w mniejszym stopniu patriotycznej lewicy i sanacji. Nie przez przypadek to tu mógł walczyć z komunistami i ukrywać się po 1945 roku major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka" i jego wileński oddział AK-WiN.
Po 1956 roku zaczęto śmielej honorować bohaterów oraz weteranów Westerplatte i Poczty Polskiej. Stanisław Różewicz, brat wielkiego poety Tadeusza Różewicza, nakręcił dwa ocierające się o wybitność filmy – „Wolne Miasto" i „Westerplatte" opowiadające o ich losach (scenarzystą, o czym nie wszyscy pamiętają, był pisarz Jan Józef Szczepański). Nawet miniserial kryminalny z lat 80. „Na kłopoty... Bednarski" ciekawie i rzetelnie ukazał realia Gdańska u progu wojny, a ostatni odcinek, zakończony wybuchem wojny, to już nie kryminał retro, lecz kawałek ściskającego za gardło kina historycznego.
Dylematy i uproszczenia
A potem przyszła wolna Polska. Niestety, w III RP historia Polaków z tych ziem zaistniała głównie w postaci „dziadka z Wehrmachtu" oraz książek noblisty, gdańszczanina z urodzenia Güntera Grassa, ze szczególnym uwzględnieniem „Blaszanego bębenka".