– Zachęcam panią do obejrzenia fotografii, może innych dokumentów swojego dziadka. Myślę, że starzy ludzie, kiedy odchodzą, nie mają siły uświadomić nam, jak bardzo są młodzi w gruncie rzeczy. Nie odchodzą jako dobre babcie czy zwariowani wujkowie. To są chłopcy, którzy kopnęli piłkę do bramki, to dziewczynki, które zaciągnęły się papierosem, to ich pierwsza kąpiel w rzece, smak mleka prosto od krowy. To często jeszcze dzieci wojny, o której woleli zapomnieć.
Po tej rozmowie poszłam posprzątać grób rodziców. Rodziców? Już od kilku lat nie myślę w ten sposób, stając przed płytą z piaskowca blisko Alei Zadłużonych. Jest tu napisane Andrzej Szczepkowski, a niżej Romana Szczepkowska. Zdejmuję liście i kasztany z ich grobu, a potem, jak wszyscy, stoję tu, modlę się i myślę o nich. Tyle tylko, że nie o Andrzeju, lecz o Jędrku. Nie o Romie, tylko o Romce. Staram się mieć w oczach ich fotografie z dzieciństwa, z pierwszej młodości. ?Bo kim ja jestem? Ich córką, doświadczeniem rodzicielstwa, miłością, obowiązkiem, ale tak naprawdę tylko jedną z przygód, jakie zdarzyły się w ich życiu. W życiu dzieci wojny, powojennej młodzieży. Jak dobrze jest wiedzieć dużo o swoich rodzicach. Wtedy poza smutkiem rozłąki pojawia się czułość. Myślę o chłopaku, który jeździł do szkoły na deskach przypiętych do stóp, pokonując beskidzkie wzniesienia. Pojechałam do domu, w którym mieszkał, widziałam drzwi, za którymi spędził dzieciństwo. Te drzwi widział codziennie, a je też mam je w pamięci i przez to więcej widzę, czuję, znam lepiej Jędrka z Suchej. A moja matka? Piegowata dziewczynka na bombardowanej drodze. Nastolatka na rowerze, szkolna buntowniczka. O niej myślę. Niedaleko, w Alei Zasłużonych, jest grób mojego dziadka, babki i ich syna. Jan Parandowski i jego najbliżsi. Ludzie przechodzą obok i mówią: – To ten pisarz.
A ja myślę o lwowskim chłopcu nieślubnie urodzonym, o tajemnicy ukraińskich korzeni, o dziecinnej fascynacji rodzinną biblioteką. Patrząc na imię swojej babki, myślę o tym, że tak naprawdę nazywała się zupełnie inaczej. Nie Irena, tylko Regina. Tak mówili do niej rodzice, szkolni koledzy. Zmieniła wszystko, żeby stać się żoną Jana, a ja, stojąc tu, myślę o Reginie i o tym wszystkim, co wiem o niej teraz.
Wychodząc, patrzę na cały cmentarz. We wszystkich tych grobach leżą młodzi ludzie.