W maju 1954 roku o dwudziestoletnim Marku Hłasce było już głośno. Jego „Baza Sokołowska" dopiero co została opublikowana w odcinkach przez dziennik „Sztandar Młodych" i właśnie ukazywała się w „Almanachu Literackim", który wówczas systematycznie prezentował twórczość młodych autorów.
Sam Hłasko wyjechał wtedy z przyjacielem Edwardem Bernsteinem (późniejszym reżyserem Edwardem Żebrowskim) na Mazury. Jak to opisywał prawie dziesięć lat później w „Pięknych dwudziestoletnich", zamieszkali „w miejscowości nazwanej malowniczo Wyspa Róż i za towarzystwo mieliśmy czterech rybaków wyrzuconych z »Dalmoru« za pijaństwo i bójki. Jeden z nich miał jednak żonę i dziecko, które postanowił ochrzcić (...) i zapowiedział uroczystość".
Tak się złożyło, że w dzień tej uroczystości młodych warszawskich literatów odwiedził pisarz Wilhelm Mach, doszło do pewnych napięć towarzyskich i – jak opisał to Hłasko – „około północy zaczęła się ogólna rzeź. My z Wilhelmem zamknęliśmy się na górze, a tamci gonili się po całej Wyspie Róż uzbrojeni w noże do patroszenia ryb. Nie wiem, co by z nami było, gdyby nie kolega Bernstein, który z początku zachowywał wobec walczących pełną życzliwości neutralność". Ale gdy krzyki zaczęły mu przeszkadzać – a zaznaczyć trzeba, że trenował boks i był wtedy „mistrzem bójki towarzyskiej" – „w sposób pełen szlachetnej prostoty pozbawił ich wszystkich przytomności: jednego po drugim. Nazajutrz przerażony i postarzały o lat dwadzieścia Mach opuścił Wyspę Róż".
Po tym opisie grozy sięgnijmy do wydanego niedawno tomu listów Marka Hłaski, a tam w pisanym 24 maja 1954 roku liście do matki jego autor relacjonuje: „Przybiłem do miejscowości zwanej Wyspą Róż. Jest to rzeczywiście wyspa – malutka wyspa na środku jeziora Orzysz. (...) Kochana Mamusiu! Jest tu pięknie, tak pięknie, że nawet nie ma siły na jakikolwiek opis. Pięknie – ale surowo. Na tej naszej wyspie mieszka tylko 8 ludzi + ja i Bernstein. Zewsząd szumi woda. Jest pięknie, ale surowo. Rybacy bardzo sympatyczni". I właściwie to mamy opis sielanki. Wprawdzie Hłasko pisał ten list zaraz po przyjeździe na miejsce, więc nie mógł jeszcze wiedzieć wszystkiego o wyspie i jej mieszkańcach, ale w liście późniejszym o kilka dni potwierdzał z entuzjazmem, że u niego „wszystko na razie dobrze".
Knajpiany awanturnik
Cóż, pisząc „Pięknych dwudziestoletnich" Hłasko mocno koloryzował, ale też nie ukrywał szczególnie przed czytelnikiem, że ta autobiograficzna opowieść zawiera zmyślenia. Nic nie wskazuje na to, aby na owej Wyspie Róż doszło do aż tak dramatycznych wydarzeń. Jednak sielanki też tam nie było, bo trudno o nią w otoczeniu agresywnych prostaków. Zapewne więc Hłasko chciał nieco uspokoić w listach swoją matkę. Ale czy w sumie ma to jakiekolwiek znaczenie? Skoro powstał atrakcyjny w lekturze opis?