Kiedy w 1941 roku zaczęła się ewakuacja armii Andersa z nieludzkiej ziemi, za żołnierzami podążały kobiety i dzieci wyzwolone z sowieckiej niewoli. Często same dzieci – sieroty, ich rodzice poumierali w kołchozach, zginęli w egzekucjach. Polski Czerwony Krzyż w osobach Kiry Banasińskiej i Wandy Dynowskiej, przy wsparciu Angielki Very Hodges, podjął inicjatywę ewakuacji sierot do Indii i zwrócił się do władz brytyjskich i indyjskich o zorganizowanie transportu i pobytu. Wtedy pojawił się on. Maharadża Jam Saheb Digvijaysinhji, władca Nawangaru, nie tylko podchwycił pomysł ratowania dzieci, ale okazał serce i z własnych środków zorganizował dla nich sierociniec w Balachadi. „Na południe od Bombaju, na półwyspie Kathiawar, około 24 kilometrów od stolicy księstwa Dżamnagaru, leżała wioska Balachadi. Na klifie wznoszącym się nad morzem stała piękna rezydencja maharadży Jama Saheba" – wspominał po latach Franek Herzog, którego ojciec zginął w Katyniu, a matka zmarła w Kazachstanie.