Atletico Madryt jest najnowszym synonimem romantyczności w futbolu. Oto skromny krewny dwóch supermocarstw światowego futbolu, których rywalizacja przypominała przez ostatnich kilka lat gwiezdne wojny, rzuca im wyzwanie. I to skutecznie. Real i Barcelona, Messi i Ronaldo muszą uznać wyższość bojowników Diego Simeone, który ma charyzmę i zaraża nią swoich zawodników.
Za tą romantyczną bajką o Dawidzie nowych czasów, walczącym przeciwko nie jednemu, ale dwóm Goliatom, kryje się jednak proza życia. Atletico na koszulkach reklamuje Azerbejdżan. Pod nazwą kraju widnieje slogan „Kraina ognia". Ministerstwo Turystyki Azerbejdżanu zapłaciło 12 milionów euro, a zespół Colchoneros nie tylko z dumą nosi nazwę kraju na koszulkach, ale w ramach umowy odwiedził Baku, gdzie odbył sesje treningowe z młodymi azerskimi piłkarzami. Początkowo umowa miała obowiązywać tylko do końca 2014 roku, ale niedawno została przedłużona do czerwca 2015 roku. Ponoć już za znacznie wyższą kwotę, która jednak nie została upubliczniona.
W przededniu zeszłorocznego finału Ligi Mistrzów w Lizbonie, w którym Atletico grało ze swoim największym, bo lokalnym, rywalem – Realem Madryt – organizacja Reporterzy bez Granic opublikowała raport pokazujący, kim naprawdę jest mecenas klubu. Azerbejdżan został sklasyfikowany na 160. miejscu (na 180) w rankingu szeregującym kraje pod względem wolności słowa i mediów. Państwo nadzoruje i cenzuruje wszystkie stacje telewizyjne, dziesięciu dziennikarzy i tyluż blogerów w maju 2014 roku siedziało w azerskich więzieniach. Reporterzy bez Granic pisali: „Kraina ognia jest tak naprawdę krainą opresji".