Toni Morrison. Głos czarnej Ameryki

Literatura amerykańska dzieli się na tę sprzed Toni Morrison i po niej. Nie była wielką nowatorką, ale bez wątpienia była jednym z najważniejszych głosów literackich ostatniego półwiecza.

Publikacja: 16.08.2019 18:00

Zmarła w sierpniu br. Toni Morrison była pierwszą afroamerykańską noblistką. Odebrała nagrodę Akadem

Zmarła w sierpniu br. Toni Morrison była pierwszą afroamerykańską noblistką. Odebrała nagrodę Akademii w 1993 r.

Foto: Getty Images, Todd Plitt Todd Plitt

W literaturze są takie sceny, które na trwałe wchodzą do kanonu, czasem wręcz na równych prawach jak całe książki. W bodaj najsłynniejszym fragmencie z „Roku 1984" George'a Orwella główny bohater Winston Smith w pokoju 101, czyli sali tortur, krzyczy: „Zróbcie to Julii! Julii! Nie mnie!". Ulega tym samym totalitarnej władzy, skazując swoją ukochaną na tortury przy użyciu szczurów. Julia będzie zresztą krzyczeć to samo – w ten symboliczny sposób dopełnia się Orwellowska antyutopia: za cenę przeżycia człowiek zdolny jest wyrzec się absolutnie wszystkiego.

Nie sposób trafniej uchwycić istoty totalitaryzmu. Albo weźmy tę scenę z arcydzieła Javiera Maríasa „Twoja twarz jutro", gdy frankiści bawią się w korridę z jednym ze schwytanych komunistów, którego traktują jak żywy cel. Intensywność opisu przypomina tę, którą osiągnął Mario Vargas Llosa w debiutanckim „Mieście i psach", naśladując Joyce'a w scenie przeciągania liny albo monolog Molly Bloom z końcówki „Ulissesa".

Bolesny realizm magiczny

W twórczości Toni Morrison, pierwszej afroamerykańskiej noblistki, która zmarła w sierpniu, takich momentów nie brak. Żeby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po jej najgłośniejszą powieść „Umiłowana". Na trwałe utkwiła mi w pamięci scena, w której właściciel niewolników wkłada Paulowi D. wędzidło niczym w pysk koniowi, ale przecież tak wielkich, porażających fragmentów jest tam więcej, choćby ten, w którym matka zabija swoje dziecko. Ale okropności i brutalność u Morrison nigdy nie są szantażem emocjonalnym na czytelniku – nie ma w nich nic taniego. Przyszła noblistka znała takie historie z rodzinnych opowieści. Jej ojciec przeniósł się z Georgii na północ kraju do Ohio, ponieważ w małym miasteczku Cartersville widział lincz na dwóch czarnych biznesmenach, których ostatecznie powieszono.

Zadaniem wielkiego pisarza nie jest jednak tworzenie niezapomnianych scen, bo te przytrafiają się i prozaikom po prostu solidnym. Najwięksi tworzą przede wszystkim własne światy, operują oryginalnym idiomem językowym, zdobywają się na nowatorstwo formalne albo – po prostu – są mistrzami opowieści. I z tej perspektywy Toni Morrison niewątpliwie można zaliczyć do grona gigantów współczesnej literatury.

Przy pierwszym zetknięciu jej proza przywodzi na myśl tradycję realizmu magicznego – często narracja w powieściach Morrison prowadzona jest z kilku perspektyw, które się zazębiają, a w pozornie realistycznej historii kryją się elementy niewytłumaczalne. Na szczęście forma opowieści bliska Juanowi Rulfo i Gabrielowi Garcii Marquezowi jest u niej tylko punktem wyjścia do historii o posegregowanych rasowo Stanach Zjednoczonych. Ułatwia też zgłębienia tematów najważniejszych w twórczości Morrison, do których należały choćby brzemię dzieciństwa i rasy, relacje matek z córkami czy sytuacja społeczna i tożsamość Afroamerykanek (to właśnie Morrison zawdzięczają one najmocniejszy w amerykańskiej literaturze głos). Ale pisarka ta przede wszystkim doskonale poruszała się w różnych językach – od splątanych głosów Dicka i Jane w debiutanckim „Najbardziej niebieskim oku", przez nieco faulknerowski klimat i frazę „Umiłowanej", po synkopowany „Jazz" i wreszcie wielogłosową „Skórę", jej ostatnią powieść. Stworzyła tam własną, oryginalną rzeczywistość: rozpoznawalną na pierwszy rzut oka i, mimo skojarzeń z realizmem magicznym, boleśnie realistyczną.

Jeśli dzieło, to polityczne

Toni Morrison chwyciła za pióro stosunkowo późno, debiutowała bowiem jako 39-latka. Pracowała wówczas na dwa etaty i wychowywała dzieci. Żeby pisać, wstawała o piątej. Chciała, jak ujęła to w jednym z wywiadów, „przeczytać książkę, której nikt nie napisał, więc jedynym sposobem, żeby to zrobić, było napisanie jej samemu". Dorastała w okolicy, w której wszyscy byli biedni i nawet rasa nie miała znaczenia, liczyła się raczej religia. Sama, podobnie jak włoscy i polscy sąsiedzi, była katoliczką. Ale gdy trafiła na Uniwersytet Howarda, najlepszy afroamerykański college w segregacyjnych latach 50., przekonała się, jak poważnym problemem społecznym jest w Stanach Zjednoczonych kolor skóry.

Jej debiut ukazał się w 1970 roku, a więc już po wprowadzeniu ustawy o prawie do głosowania, ustawy o prawach obywatelskich i po zabójstwie Martina Luthera Kinga. Jednak problemy związane z segregacją nie zniknęły. W swej twórczości – zwłaszcza eseistycznej i publicystycznej – niejednokrotnie podejmowała krytykę fundamentów państwowości amerykańskiej, która w dużej mierze osadzona była na amnezji historycznej i przemilczeniu nawyków myślenia rasowego. W eseju „Rootedness: the Ancestor as Foundation" („Zakorzenienie: przodek jako fundament") zaznaczała, że twórczość afroamerykańska „musi być polityczna. (...) W niektórych kręgach krytycznych jest to teraz określenie pejoratywne – jeśli dzieło sztuki ma polityczny wydźwięk, jest w jakiś sposób ułomne. W moim odczuciu rzecz ma się wręcz odwrotnie – jest ułomne, gdy takiego wydźwięku nie ma".

Daleko jednak takiemu rozumieniu polityczności do prostego ideologizowania literatury w takiej postaci, jaką przybrała ona choćby w afroamerykańskiej poezji rewolucyjnej. Demitologizując amerykański sen i podważając purytańskie teorie budowania amerykańskiej ziemi obiecanej (a przy tym idąc w ślady najważniejszych przed nią afroamerykańskich pisarzy Ralpha Ellisona i Jamesa Baldwina, których była spadkobierczynią), Morrison odcinała się od radykalnego języka walki o prawa obywatelskie z lat 60. Bo choć jej twórczość należy odczytywać jako wielką krytykę Stanów, to za jej fundament trzeba uznać wielką miłość do ojczyzny, którą widzimy choćby w monologu Paula D. z „Umiłowanej": „I podczas wszystkich tych ucieczek nie mógł opanować zdumienia na widok piękna tej krainy, która nie była jego. Ukrywał się na jej piersi, rozgrzebywał jej ziemię w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, przytulał się do brzegów jej rzek, żeby chłeptać wodę – i próbował jej nie kochać. Nocami, gdy niebo osłabione ciężarem gwiazd należało tylko do niego, wręcz się zmuszał, żeby nie kochać tej krainy. Jej cmentarzy i jej nizinnych rzek. Albo jakiegoś domu – samotnego pod koroną mydleńca, albo spętanego muła, na którego sierść padało właśnie światło. Wszystko mogło go wzruszyć, a on wszelkimi siłami próbował tego nie pokochać". Te słowa być może najlepiej oddają pozorny paradoks amerykańskiej autorefleksji – w literaturze i świadomości amerykańskiej krytyka nigdy nie zamienia się w prostacką ojkofobię.

Afroamerykańscy spadkobiercy

Morrison sukces odniosła szybko, bo już jej drugą powieść „Sulę" nominowano do prestiżowej National Book Award. Światową sławę przyniosła jej Nagroda Nobla z 1993 r. i wspomniana już wielokrotnie „Umiłowana", która tygodniami nie schodziła z list bestsellerów i w 1988 r. została nagrodzona Pulitzerem. Skandal wywołał brak National Book Award dla tej powieści, pod listem protestacyjnym podpisało się 48 pisarzy i krytyków, w tym takie sławy jak Maya Angelou czy Angela Davis.

Dekadę później „Umiłowana" doczekała się całkiem udanej ekranizacji. W głównej roli wystąpiła w niej wielka admiratorka talentu pisarki i zarazem bodaj najważniejsza afroamerykańska celebrytka, Oprah Winfrey, kobieta instytucja, której głos znaczy w USA więcej niż słowa większości senatorów, także w sprawach książkowych, o czym przekonała się sama Morrison, gdy w 2000 r. jej debiutancka powieść była polecana przez Klub Książki Oprah, sprzedając się w ponad 800 tysiącach egzemplarzy.

W Polsce jej książki nigdy nie zyskały wielkiej popularności, być może z uwagi na tematykę i na to, że pojawiły się bardzo późno (pierwsze wydania ukazały się dopiero po Noblu). Morrison bez wątpienia na trwałe weszła do amerykańskiego kanonu i doczekała się licznych spadkobierców, jak choćby Jesmyn Ward czy Colsona Whiteheada, ostatniego pisarza, który trafił na okładkę „Time'a", co zdarza się literatom raz na kilka lat. Zarówno Whitehead, jak i Ward w swych najgłośniejszych powieściach – odpowiednio „Kolej podziemna" i „Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie" – garściami czerpią z twórczości Morrison, choć daleko im do literackiego kunsztu poprzedniczki. Jeśli kogoś można by uznać za jej właściwego następcę, to mocno politycznego Ta-Nehisi Coatesa albo pochodzącego z Dominikany Junota Diaza, nagrodzonego Pulitzerem za znakomity „Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao".

Najlepiej o pozycji literackiej Morrison w Stanach Zjednoczonych świadczy jednak ankieta, którą w 2006 roku przeprowadził „New York Times". Kilkuset pisarzy i krytyków nie miało wątpliwości: „Umiłowaną" bezapelacyjnie uznano za najlepszą powieść minionego ćwierćwiecza. Morrison zostawiła w pokonanym polu takich gigantów literatury, jak Philip Roth, John Updike, Don DeLillo czy Thomas Pynchon.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W literaturze są takie sceny, które na trwałe wchodzą do kanonu, czasem wręcz na równych prawach jak całe książki. W bodaj najsłynniejszym fragmencie z „Roku 1984" George'a Orwella główny bohater Winston Smith w pokoju 101, czyli sali tortur, krzyczy: „Zróbcie to Julii! Julii! Nie mnie!". Ulega tym samym totalitarnej władzy, skazując swoją ukochaną na tortury przy użyciu szczurów. Julia będzie zresztą krzyczeć to samo – w ten symboliczny sposób dopełnia się Orwellowska antyutopia: za cenę przeżycia człowiek zdolny jest wyrzec się absolutnie wszystkiego.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia