Szwedzi piszą – szwedzki film w Cannes. Polacy – polski. I wszyscy mają rację, bo „Intruz", pokazany w prestiżowej sekcji „Quinzaine", powstał w koprodukcji. Zresztą trójstronnej – jego mniejszościowym udziałowcem są też Francuzi. A „nasz człowiek na Lazurowym Wybrzeżu"? Magnus von Horn ma 31 lat, jest Szwedem, urodził się w Göteborgu, skończył łódzką szkołę filmową i wtedy, gdy miliony młodych Polaków wyjeżdżały z Polski, zdecydował się u nas zostać. Mieszka w Warszawie, mówi po polsku bardzo płynnie, choć z akcentem.
– To jaki jest właściwie ten film? Polski? Szwedzki? – pytam. – Może po prostu europejski – odpowiada. – Zacząłem o nim myśleć zaraz po dyplomie w Łodzi. Przygotowywaliśmy „Intruza" z Mariuszem Włodarskim z Lava Films przez trzy lata. Gdy mieliśmy gotowy scenariusz, pojechaliśmy do Szwecji szukać koproducentów. I wtedy też spotkaliśmy Sophie Erbs, współinwestora z Francji.
Potem razem zgłosili film do „Piętnastki realizatorów" w Cannes. Selekcjonerzy tej sekcji obejrzeli około 1600 tytułów z całego świata, wybrali niewiele ponad 20.
– To wielka satysfakcja – przyznaje reżyser. – Ale najbardziej mnie cieszy, że zrobiliśmy ten film dokładnie tak, jak chcieliśmy, nie idąc na kompromisy.