W Polsce o dużych zmianach w ruchu kolejowym mówi się od dobrych kilku miesięcy, głównie z uwagi na wprowadzenie na polskie tory pociągów pendolino. Praktycznie wybrzmiały już wszystkie argumenty za i przeciw zakupowi tego drogiego sprzętu, i nie sądzę, żeby mogły pojawić się jeszcze jakieś interesujące wątki. Strony raczej umocniły się w swoich racjach, a przekonanych nie ma sensu przekonywać.
Gdzieś na marginesie dyskusji o pendolino pojawiła się niemrawa debata nad polityką komunikacyjną (transportową) państwa. Tymczasem jest ona znacznie ważniejsza od sporu o pendolino. Z pewnością istnieją liczne strategie w drobiazgowy sposób programujące funkcjonowanie i rozwój kolei do 2035, a może i do 2040 roku. Żywię przekonanie, graniczące z pewnością, że ich przygotowanie jest efektem wielu konsultacji, narad i decyzji. Wydano je zapewne na kredowym papierze, może nawet na elektronicznych nośnikach. Jako że nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, nigdy ich nie widziałem i – szczerze mówiąc – nie mam na to ochoty.
Na kolej patrzę z drugiej strony, niejako od dołu, z perspektywy nieogarniającego całej złożoności problematyki laika. Pasażera. I nie mogę się oprzeć pokusie opisania własnych doświadczeń i związanych z tym przemyśleń. Dysfunkcję rozwoju społeczno-gospodarczego, w tym polityki komunikacyjnej, najlepiej widać w mikroskali, nie zaś w globalnych zestawieniach statystycznych, które częściej zaciemniają, niż wyjaśniają, rzeczywistość. Obserwacjom w mikroskali warto ponadto nadawać wartość, zestawiając je z analizą porównywalnych przypadków. Dlatego też chciałbym zaproponować krótką analizę komfortu oraz kosztochłonności cyklicznych przejazdów na odległość 400 km w Polsce i Republice Czeskiej w ciągu ostatniej dekady.
Cieszyniada
Dokładnie dziesięć lat temu, zakładając pomyślny rozwój kraju, w tym szybką modernizację sieci kolejowej i drogowej, zdecydowałem się wyprowadzić z Warszawy i zamieszkać w Cieszynie. Jestem pracownikiem naukowym i większość pracy wykonuję w domu, za biurkiem. Wystarczy, że do pracy na jednej ze stołecznych uczelni przyjadę raz – dwa razy w tygodniu.
W 2005 roku mogłem dojechać do Warszawy pociągiem z Cieszyna z przesiadką na ekspres w pobliskich Zebrzydowicach, Bielsku-Białej czy Czechowicach-Dziedzicach. Mając wykupioną przez pracodawcę legitymację kolejową (zniżka 50 proc.), mogłem sobie – jako świeżo upieczony doktor – pozwolić na zakup rocznego biletu sieciowego umożliwiającego podróżowanie po kraju dowolnymi pociągami. Kosztował on wówczas nieco ponad 4 tys. zł (ze zniżką 50 proc.). Gdybym chciał jechać tam i z powrotem na bilecie jednorazowym pociągiem ekspresowym, zapłaciłbym ok. 140–150 zł bez zniżki (ze zniżką 70–75 zł). Do dyspozycji miałem siedem bezpośrednich pociągów odjeżdżających z Bielska-Białej i sześć z Zebrzydowic (w różnej grupie cenowej). Czas przejazdu z Zebrzydowic wynosił ok. 3 godz 35 min, z Bielska-Białej zaś– o 10 minut więcej.
Dekadę później, w 2015 roku, nie mogłem wykupić na uczelni legitymacji zniżkowej, bo z roku na rok topniała liczba pracowników, którzy byli zainteresowani przejazdami pociągami PKP Intercity (co tylko odzwierciedla ogólnokrajowy trend i coraz bardziej spektakularną ucieczkę ludzi od kolei). Część przesiadła się do autobusów, część do własnych samochodów, inni korzystają z tanich połączeń lotniczych. Już w poprzednich latach za legitymację zniżkową trzeba było zapłacić prawie 900 zł. W tym roku większości osób niestety przestało się to zwyczajnie opłacać. Kupno biletu sieciowego – tzw. kolorowej karty PKP Intercity (bilet ten od kilku lat stopniowo przestawał być sieciowy, gdyż nie jest honorowany przez niektórych przewoźników kolejowych) – oznacza obecnie wydatek rzędu prawie 10 tys. zł (ponaddwumiesięczna pensja profesorska).
Chcąc dojechać do Warszawy i z powrotem pociągiem ekspresowym, musiałbym zapłacić co najmniej 260 zł, a pendolino ok. 330 zł (!!!). Problem dodatkowo w tym, że w porównaniu z 2005 rokiem znacząco zmniejszyła się liczba bezpośrednich połączeń. Z Bielska-Białej – z siedmiu do dwóch (w tym ani jeden w taryfie cenowej TLK), z Zebrzydowic – z sześciu do czterech (w tym tylko jeden w niższej taryfie cenowej, o którym od jakiegoś czasu mówi się, że jest przewidziany do likwidacji). Czas przejazdu po latach wydłużania go nawet do ponad pięciu godzin wskutek modernizacji sieci kolejowej wynosi... na powrót ok. 3:35–3:45 godz.