Reklama

Lato i Baku

Pierwszego dnia lata temperatura w Waszyngtonie przekroczyła w południe 100 stopni Fahrenheita. USA są jednym z nielicznych krajów, w których obowiązuje jeszcze ta skala, w odróżnieniu od dużo prostszej skali Celsjusza.

Publikacja: 26.06.2015 01:56

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Oprócz Stanów Zjednoczonych Fahrenheit używany jest jeszcze tylko na Bahamach i trzech innych państwach-wyspach. Nawet zamorskie terytoria USA, takie jak Portoryko i Guam, uciekły do strefy Celsjusza.

100 stopni Fahrenheita równa się 37,7 stopnia Celsjusza, ale dwie godziny później mój termometr w cieniu pokazywał 104 st. F, czyli dokładnie 40 st. C. Nie pisałabym o tym, gdyby nie fakt, że okoliczność ta pozwala mi napisać coś o Związku Sowieckim, czy raczej jego pozostałościach.

W połowie lat 90. byłam latem w Azerbejdżanie i któregoś dnia, gdy nie można już było ruszać się w upale, w kranach nie było wody, elektryczność była tylko kilka godzin dziennie „według grafiku", więc i lodówki, i wiatraki nie chodziły, mój znajomy powiedział: „Termometr pokazuje 40 st. C, więc na pewno musi już być 42 albo i 43 st. C".

W tamtym czasie uczyłam się dopiero sowieckiej logiki, więc Wahid musiał mi wytłumaczyć znaczenie tajemniczego zdania. Związek Sowiecki, jak wiadomo, miał bardzo humanitarny ustrój, dbający o klasę robotniczą, więc wprowadził prawo, że jeśli temperatura przewyższała 40 st. C, pracownicy: robotnicy i inteligencja pracująca, mogli nie iść do pracy. Niestety, plan produkcyjny musiał być wykonany, więc od czego logika dialektyczna: produkowane w ZSRS termometry, a przynajmniej te sprzedawane w cieplejszych republikach, nie pokazywały nigdy temperatury wyższej niż 40 st. C. Gdy zrobiło się trochę chłodniej i prąd wrócił, sprawdziłam: w napuszczonej do umywalki gorącej wodzie temperatura w moim kapitalistycznym termometrze rosła, w ich termometrze magicznie zatrzymywała się na 40 stopniach. Pisarz czy poeta mógłby i z tego zbudować piękną alegorię o różnicach między systemami i zastojem jednego z nich.

Baku sprzed 20 lat było bardzo ciekawym i pięknie położonym miastem, z wieloma jednak śladami sowietyzmu. Stolica Azerbejdżanu zawdzięcza Polakom, o czym wie chyba więcej Azerów niż Polaków. Architektura w centrum przypomina miasta zachodnie, w czym nic dziwnego, gdyż miasto budowali na przełomie XIX i XX wieku europejscy architekci, przede wszystkim polscy, między innymi Eugeniusz Skibiński, ściągnięci do rodzącego się naftowego eldorado. Pierwsze szyby naftowe wyznaczał oraz budował nafciarz i hutnik Witold Zglenicki, który zasłynął też jako filantrop i w Polsce, i w Azerbejdżanie. Ze swoich funduszy zbudował wodociągi w Baku. Dochody z pól naftowych zapisał w testamencie powołanej na ziemiach polskich Kasie im. Mianowskiego, która „przez krótki okres dysponowała dzięki Zglenickiemu kwotami, które przewyższały potrzeby ówczesnej nauki i kultury polskiej". Po rewolucji sowieccy bolszewicy bez odszkodowania znacjonalizowali pola naftowe, w ten sposób likwidując źróło dochodów Kasy. Dzieła dokonali nasi rodzimi bolszewicy w roku 1952 likwidując Kasę im. Mianowskiego. Entuzjaści reaktywowali ją w 1991 roku i ciekawe, co by było, gdyby dziś zażądali odszkodowania za dochody z pól naftowych od Azerbejdżanu, a właściwie jego prezydenta dyktatora Ilhama Alijewa, do którego należy cały kraj.

W latach 90. w Azerbejdżanie natykałam się bezustannie na inne jeszcze polonicum: lampy naftowe, które wynalazł Ignacy Łukasiewicz (niestety, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy wynaleziono żarówki elektryczne). I znów temat do poetyckiej alegorii: prawie 100 lat po ogłoszeniu, że komunizm to władza sowietów plus elektryczność, zgasły jednocześnie oba człony dodawania.

Opozycjoniści, a właściwie tylko wśród nich się obracałam, pokazywali mi wyspę w zatoce Baku, gdzie w 1920 roku po zdławieniu istniejącej zaledwie dwa lata Demokratycznej Republiki Azerbejdżanu bolszewicy rozstrzelali jej przywódców, w tym szefa sztabu armii Azerbejdżanu Macieja Sulkiewicza, znanego też jako Mammad bey Sulkiewicz: polsko-litewskiego Tatara, który zasłynął też jako wybitny i mądry premier jeszcze krócej istniejącej Krymskiej Republiki Ludowej.

Reklama
Reklama

PS. Dyktatura Ilhama Alijewa zaczęła w końcu być dostrzegana i potępiana na świecie mimo wydawanych przez niego milionów dolarów na public relations. Czy są jakieś instancje w Polsce, które mogłyby mu odebrać Krzyż Wielki Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej - nota bene nadany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

Plus Minus
Mariusz Cieślik: Szon patrole, czyli jak social media niszczą relacje międzyludzkie
Plus Minus
Do Polski zmierza kolejna fala imigrantów. Jest dla nich idealnym miejscem do życia
Plus Minus
Czarna rozpacz nad espresso. Dlaczego w Polsce kawa jest tak droga?
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Atak Rosji – czy to rzeczywiście nie nasza wojna
Plus Minus
Kataryna: Wysocka-Schnepf kontra Stanowski. Nie dokładajmy się do krzywdy dzieci
Reklama
Reklama