A mówili, że jest stary. Owszem, ma 35 lat, ale co z tego? „Serce mistrzów" – taki tytuł dała gazeta „Marca" po zwycięskim dla Hiszpanów finale mistrzostw Europy w ostatnią niedzielę. Ale równie dobrze można było napisać „Serce mistrza". Dziennikarze i kibice mogli się bawić słowem i obrazem, zwłaszcza po popisowym meczu z Francją: „Es-PAU-na" – zachwycała się „Marca". W internetowym memie Gasol stoi na Polu Marsowym w miejsce wieży Eiffla. Znów był wielki, może nawet największy w karierze.
Chodził do prywatnej szkoły na przedmieściach Barcelony, gdy dowiedział się, że Earvin „Magic" Johnson ma HIV. Nie mógł w to uwierzyć. Słowa usłyszane przed chwilą w klasie kołatały mu teraz w głowie. Straszna wiadomość nie dawała spokoju. Dostał jak obuchem w głowę i starał się jakoś to sobie ułożyć, ale nie dawał rady. Był 8 listopada 1991 roku. Dzień wcześniej na konferencji prasowej gwiazdor NBA powiedział o zakażeniu i zakończeniu kariery.
– To jeden z tych momentów, które zostają w głowie na całe życie – wspominał później Pau Gasol. Miał wtedy 11 lat. „Magic" był jednym z jego koszykarskich idoli. A teraz umrze, HIV znaczy AIDS, tak sądził, nie był w tym przekonaniu odosobniony, taka była społeczna świadomość. Krążył wokół szkoły, a potem wrócił do domu. Rodzice wytłumaczyli mu, że być może słynny koszykarz ma przed sobą wiele lat życia. – Czy będzie jeszcze żył w XXI wieku? – dopytywał. Tu gwarancji dać nie mogli. To wtedy postanowił zostać lekarzem, chciał wymyślać leki na nieuleczalne choroby i ratować ludzkie życie.
Lekarz
Pau Gasol Sáez, syn lekarki Marisy i administratora szpitala, przyszedł na świat 35 lat temu w Barcelonie, w Szpitalu Świętego Pawła, i stąd jego imię, a także na cześć katalońskiego wirtuoza wiolonczeli Pau Casalsa. Mały Pau miał bowiem zostać muzykiem, o tym marzyła jego matka. I trzeba przyznać, że o edukację muzyczną syna zadbała, dostawał lekcje gry na pianinie i słuchał muzyki klasycznej. A jednak muzykiem nie został. Od dziecka lubił sport. Próbował swoich sił w piłce nożnej i rugby, ale wybór padł ostatecznie na koszykówkę, kiedy nagle o dwie głowy przerósł rówieśników (dziś ma 213 cm).
Rodzice zawsze przekonywali go, by stawiał naukę przed sportem, bo nie można być pewnym, że sportowe plany się powiodą. Dlatego siedem lat po tym, jak usłyszał o chorobie „Magica" Johnsona, rozpoczął studia medyczne na Uniwersytecie Barcelońskim. Równocześnie trenował koszykówkę w drużynie Barcelony. Większość dnia spędzał na uczelni, wieczorem przenosił się do sali gimnastycznej. Starał się godzić naukę ze sportem, ale w końcu okazało się to niemożliwe, trzeba było wybierać. Zrezygnował z medycyny na drugim roku. – Nie, to nie była trudna decyzja, bo wiedziałem, że postępuję właściwie. Czułem, że koszykówka jest moją wielką szansą. Dawała mi radość, ekscytację. Pomyślałem też, że przecież zawsze, jeżeli się nie uda, mogę powrócić do medycyny i jeszcze zostać lekarzem – wspominał później.
Wszyscy się potem zastanawiali, jak trenerzy w Hiszpanii mogli początkowo przeoczyć Gasola, nie zauważyć od razu, z jakim talentem mają do czynienia. Postawił najpierw na medycynę, bo po prostu zapowiadał się lepiej jako lekarz niż koszykarz. Mało grywał, nie mógł się przebić do pierwszej drużyny, zdawało się, że medycyna będzie miała z niego większy pożytek niż koszykówka. W końcu jednak nastąpił przełom, awansował do pierwszego składu, zaczął w nim odgrywać czołową rolę. A medycyna? – Medycyna jest niezwykła, zawsze będzie mnie inspirować i motywować – przekonuje.
Parę lat temu złożył wizytę w szpitalu dziecięcym w Los Angeles. Takie wizyty to dla zawodników NBA norma, parę autografów, uścisków rąk, pozowanie do zdjęć. Ale Gasol zachowywał się inaczej. Zadawał lekarzom mnóstwo pytań, po których patrzyli na siebie zdziwieni: – Skąd, u licha, on ma takie wiadomości? W końcu doktor David Skaggs, szef szpitalnego zespołu ortopedów, zapytał go o to wprost. Gasol opowiedział mu o przerwanych studiach i pasji do medycyny, z której się nie wyleczył. Z kolei Skaggs – okazało się – ma sportową przeszłość. Tak dobrze im się rozmawiało, że lekarz zaprosił koszykarza na salę operacyjną. W 2010 roku, krótko po wywalczeniu drugiego mistrzostwa NBA, Gasol uczestniczył w ciężkiej operacji kręgosłupa 13-letniej Isabelle Shattuck. Dziewczynka i jej rodzice wcześniej Gasola nie znali, żartowali, że woleliby słynnego tenisistę Rogera Federera, ale na koszykarza też się zgodzili. Operacja się udała, a Pau wytrzymał cztery godziny na sali operacyjnej, choć przyznał, że było to niełatwe. Była to skomplikowana operacja na kręgosłupie, z piłowaniem kości i wkręcaniem śrub. W pewnym momencie koszykarz poprosił o krzesło, musiał usiąść. Po wszystkim był jednak zachwycony.