Taylor Swift: Nie taka słodka idiotka

Taylor Swift, 25-letnia triumfatorka tegorocznej gali Grammy, sprzedała 40 mln albumów. Jej muzyka dla wielu jest po prostu nijaka, ale nie da się zaprzeczyć, że osobowość ma mocną.

Aktualizacja: 05.03.2016 21:19 Publikacja: 04.03.2016 06:00

Taylor Swift: Nie taka słodka idiotka

Foto: materiały prasowe

Na koncie ma tak duże sukcesy, jak sprzedanie w tydzień miliona egzemplarzy kolejnych trzech albumów, gdy inni męczą się z rozprowadzeniem o połowę mniejszej liczby przez pół roku. Specjaliści z branży oceniają, że gdyby przełożyć obecne wyniki z tradycyjnych sklepów na język statystyki z czasów największej popularności Michaela Jacksona, to niemal każda płyta Swift odnosiłaby taki sukces jak „Thriller". Gdyby chcieć ocenić rynek muzyki pop, wśród białych wokalistek jokery są tylko dwa: Brytyjka Adele i Amerykanka Taylor Swift. Adele śpiewa o wiele ambitniej, ale to Taylor jest pierwszą artystką, która dwukrotnie zdobyła Grammy za album roku.

Miała z tej okazji iście prezydenckie wystąpienie w amerykańskim stylu. – Chciałam zaapelować do wszystkich młodych kobiet – mówiła ze swadą Martina Luthera Kinga. – Będą na waszej drodze do sukcesu ludzie, którzy starają się podciąć wam skrzydła albo podpisać wasze osiągnięcia swoim nazwiskiem oraz zawłaszczyć waszą sławę. Ale jeżeli nie poddacie się im, osiągniecie cel swojego życia i poczucie, że zawdzięczacie to tylko własnej pracy oraz tych, którzy was kochają.

Taylor Swift wiedziała, co mówi, ponieważ wielokrotnie była dyskredytowana jako artystka. Nie chodzi bynajmniej o inwektywy czy wulgarne wpisy. Denerwowały ją zdania w stylu: „Jest zbyt młoda, żeby otrzymać te wszystkie nagrody, jakie zdobyła. Zobaczcie, jak irytujące jest to, gdy wygrywa".

Także podczas uroczystych gal w bezprecedensowy sposób odmawiano jej prawa do sukcesu. Na MTV Awards w 2009 roku na estradę wyskoczył Kanye West, jeden z najpopularniejszych raperów. Taylor Swift spodziewała się gratulacji, tymczasem Kanye wykrzyczał, że statuetka należy się nie Taylor, tylko Beyoncé, żonie innego rapera Jay-Z. Kiedy publiczność zaczęła buczeć, przerażona piosenkarka myślała, że jest celem kolejnego ataku. Myliła się. Buczano na Westa, ale i tak brała wszystko do siebie. Zeszła z estrady, ale zagryzła zęby i wróciła, by kontynuować występ. Co jej nie zabiło, to ją wzmocniło.

Czytaj także:

Podczas tegorocznej gali Grammy, w swym mocnym wystąpieniu, Swift miała na myśli kompozycję z najnowszej płyty Westa, zatytułowaną „Famous". Kanye w seksistowski i niemiły sposób rapuje w niej, że młodziutka wokalistka zawdzięcza mu sławę i że mógł z nią mieć seks. Oczywiście niedługo potem West stonował swoje wypowiedzi, nie przekreśla to jednak faktu, że w zależności od zapotrzebowań piarowskich może kontynuować medialny serial ataków i pomówień bez końca.

Swift to zirytowało, dlatego wygłosiła ogniste przemówienie do wszystkich młodych kobiet natychmiast podchwycone przez portale z całego świata. Nigdy bowiem wcześniej żadna z ważnych postaci muzyki pop w tak zdecydowany sposób nie sprzeciwiła się manierze raperów, która polega na tak zwanym dissowaniu, czyli bezpardonowym atakowaniu wszystkich i wszystkiego. Kanye West poczuł, że pozornie krucha blondynka jest poważnym kontrpartnerem, i wolał załagodzić sprawę. Ostatnio powiedział, że życzy jej dobrze, zamiast jednak wytłumaczyć się z zaczepek i przeprosić, ujął się za tymi, którzy żyją w biedzie i nie odnoszą sukcesów. Jest milionerem, niech się podzieli swoimi osiągnięciami!

Wszystko wskazuje na to, że wrogami Swift kierują złe emocje i zazdrość. Jednocześnie Taylor Swift nie udaje, że nie interesują jej recenzje i to, jak jest postrzegana w mediach społecznościowych. Chce wiedzieć, co się dzieje wokół niej, choćby po to, żeby podjąć grę z narzucaną jej maską. Nie zawsze tak było. Zwłaszcza w czasach głośnych romansów. A randkowała z członkami boysbandów, m.in. Joe Jonasem. Wybrankami Swift byli też Harry Styles z One Direction i Taylor Lautner znany z sagi o wampirach „Zmierzch".

Narzucona maska

Od roku związana jest ze szkockim didżejem Calvinem Harrisem. Ich łączny majątek ocenia się na 150 mln dol.

– W 2013 roku nie miałam najmniejszej ochoty zaglądać do internetu, by czytać o sobie, ponieważ wszystko dotyczyło moich randek z pewnym facetem – wspominała. – Każdy, kto ma 22 lata, ma prawo spotykać się z chłopakiem lub dziewczyną. Wszyscy to mogli robić, tylko nie ja. Dlatego przez ponad półtora roku nie zaglądałam w swojej sprawie do sieci. Zapomniałam nawet mojego kodu na Instagramie. W 2015 roku wszystko się zmieniło. Teraz już mogę patrzeć na to, co wypisują o mnie w sieci.

Tymczasem Swift jest najlepiej sprzedającą się młodą amerykańską artystką od czasu Britney Spears i jedyną odpowiedzią Stanów Zjednoczonych na Brytyjkę Adele, w odwiecznie trwającym amerykańsko-brytyjskim pojedynku na szczytach. Gdy miała na koncie 40 mln albumów i 130 mln singli, tuż przed premierą płyty „1989" zdecydowała się wycofać nagrania z serwisu Spotify, sugerując, że na jej konto wpływa za mało pieniędzy. Dało to jej pozycję artystki niezależnej. Znalazła się w jednym gronie z takimi gigantem jak Radiohead.

Swift mieści się w kategoriach, które kiedyś określało się mianem „cudownego dziecka". Pierwszy kontrakt podpisała, mając 14 lat, i nie była to umowa na wydanie płyty, lecz na komponowanie piosenek. Kluczem do kariery było jednak co innego. Zaczynała w Nashville, wykonując łagodniejszą odmianę country. Swift dokonała połączenia country i popu, co sprawiło, że jej elektorat się pomnożył. Od tego czasu podobny chwyt stosuje wiele amerykańskich gwiazd. W Nashville działa Jack White, płytę utrzymaną w stylistyce delikatnego country nagrał ostatnio Steven Tyler z Aerosmith. Countrowa publiczność jest bowiem niezwykle wierna.

Nowość strategii Taylor Swift polegała na tym, że do promocji tradycyjnych piosenek użyła nowego oręża, jakim był portal społecznościowy MySpace. Nikt wcześniej w Nashville, gdzie kultywuje się tradycyjne wzorce, tak nie postępował. A ona zdobywała punkty zarówno wśród młodych, jak i starszych. Pierwsi dawali lajki, drudzy zaś przyznawali jej prestiżowe statuetki.

Przeczekać Amy

Przełomowy był 2007 rok, kiedy zgarnęła całą pulę nagród country o takim znaczeniu, jakie mają bardziej poważane w Europie Grammy. Rok później do Grammy też została nominowana w kategorii nowy artysta. Co ciekawe, wraz z Amy Winehouse. Przegrała z nią, ale tylko w krótkiej perspektywie. Brytyjka doczekała się pośmiertnego pomnika w Londynie, a Swift przyjeżdża tam co roku, żeby odbierać Brit Awards.

W globalnym obiegu po raz pierwszy z wielką mocą zaistniała w 2010 roku, gdy miała osiem nominacji do Grammy, z których cztery zamieniły się w nagrody. Kto wie, czy jednak nie najważniejszą nagrodą tamtego wieczoru był wspólny występ ze Stevie Nicks z Fleetwood Mac. To ona namaściła Swift na globalną gwiazdę.

– Kiedy myślę o Taylor, przypominam sobie, jak bardzo byłam zdeterminowana, żeby śpiewać – powiedziała Nicks. – Podziwiam niewinność Swift, która dziś jest tak rzadka. Ma duży talent kompozytorski. Pisze piosenki, a śpiewa je cały świat, tak jak utwory Eltona Johna. To typ kobiety, która uratuje biznes muzyczny.

Gorzej jest z poziomem muzycznym. Album „1989" jest inspirowany, rzekomo, muzyką z roku, w którym się urodziła, na przykład Peterem Gabrielem. Każdy, kto wysłucha nowych nagrań Swift i choć raz słyszał byłego wokalistę Genesis, nie będzie miał wątpliwości: muzyczka jest nijaka. A jednak nastolatki ruszyły do sklepów, w tym internetowych. Łączna sprzedaż płyty w czasie pierwszego weekendu wyniosła 1,3 mln egzemplarzy.

Swift wpisuje się idealnie w model szczupłej blondynki o kocim spojrzeniu. Wiele zawdzięcza swoim wypowiedziom zgodnym z duchem poprawności politycznej. Magazyn „Time", który już w 2010 roku zaliczył Swift do grona najbardziej wpływowych osobistości na świecie, napisał, że otwierająca płytę „1989" piosenka „Welcome to New York" „jest nowym hymnem równości seksualnej (...) Taylor, która długo nie wypowiadała się na tematy mniejszości, zajęła stanowisko". W kompozycji „Welcome to New York" znalazł się więc wers wspierający środowiska i organizacje LGBT.

Taylor Swift nie kryła, że jak każda prowincjuszka bała się Nowego Jorku i typowej dla niego szczerości. – Miałam kłopot z Nowym Jorkiem, z przeprowadzką do niego i pracą w tym środowisku – powiedziała. – Nie czułam się na tyle silna, by zmierzyć się z tym miastem i jego energią. Aż w końcu dojrzałam do tego i powiedziałam sobie: Jestem gotowa.

Konserwatyści byli oburzeni, ale liberałowi stanęli za nią murem. W czasie elekcji prezydenckiej w 2008 roku dystansowała się od popierania konkretnego kandydata. Jednak po zwycięstwie Baracka Obamy powiedziała: „Od czasu moich urodzin nie widziałam nigdy mojego kraju tak bardzo szczęśliwego. Jestem szczęśliwa, że mogłam brać udział w takich wyborach, a były to moje pierwsze wybory". Żona prezydenta odwzajemniła zachwyt, mówiąc o Taylor Swift: „Jest przykładem osoby, która przebojem zdobyła muzyczny szczyt, a jednak wciąż twardo stąpa po ziemi i nie zapomina o swoich korzeniach". Taylor przyjaźni się też z Ethel Kennedy, wdową po Robercie F. Kennedym.

Nonszalancja współczesnych mediów, a także hejt szerzący się w internecie sprawiają, że Taylor Swift bywa kreowana na naczelną idiotkę w show-biznesie. Nic bardziej błędnego. To, że mieszka w Beverly Hills, nie świadczy wcale o tym, że jest kolejną gwiazdą, która spędza czas na imprezkach, niszczeniu zdrowia czy zabijaniu depresji. Jeśli nagrywa wideo, stara się, by miało drugie dno i wiązało się z historią bardziej skomplikowaną niż melodia. Najlepszym przykładem jest „Wildest Dream". Jeden zauważy tam sympatyczne scenki, w których żyrafa liże twarz wokalistki, inny dopatrzy się nawiązań do słynnej w latach 50. książki Avy Gardner i Petera Evansa „The Secret Conversations", opowiadającej o tym, że izolacja od świata podczas kręcenia filmu czy tworzenia często prowadzi do zauroczenia i krótszego bądź dłuższego związku.

Niewydana powieść

Literackie inspiracje są dla Swift znaczące, ponieważ kiedy miała 14 lat, sama napisała, bynajmniej nieautobiograficzną, powieść „Dziewczyna nazywana dziewczyną". Wciąż niewydana znajduje się w archiwum rodziców. Temat książki jest poważny. Opowiada o matce, która marzyła o synu, tymczasem urodziła córkę. Swift zdaje sobie sprawę, że gdyby ona, największa młoda gwiazda pop, zdecydowała się na premierę książkową, stałaby się największą gwiazdą również rynku księgarskiego. Nie chce jednak odcinać kuponów. Dlatego na razie nie dowiemy się, dlaczego książka nie ukazała się, gdy Taylor miała 14 lat, i co zawiera.

Wiele wskazuje jednak na to, że rodzice gwiazdy zdecydowali o wybraniu muzycznej drogi dla córki. Byciu w samym centrum muzycznego świata służyła przeprowadzka z Pensylwanii do Nashville. A Taylor Swift od początku zaintrygowana była show-biznesem.

– Kiedy inne dzieciaki oglądały bajki i filmy przygodowe, ja zawsze śledziłam program „Behind the Music" – wspomina. – Interesowało mnie to, dlaczego jednemu zespołowi poszło dobrze, a innemu źle. Intrygowały mnie wszystkie szczegóły robienia kariery. Zauważyłam też, że każda obawa związana z tym, co się robi, doprowadza do katastrofy. To jest w mojej głowie od zawsze. Powiem coś, co może wielu zaskoczy. Nie jestem pewna wielu aspektów mojego życia prywatnego, ale to, jak pisać piosenkę, wiem na pewno. Dlatego to, co wydaje się czasami bezpieczne, jest bardzo ryzykowne.

Wyjątkowość Taylor Swift była chyba wyczuwana przez jej rówieśniczki. Budziła jednak zazdrość i była odrzucana. – Kiedy byłam jeszcze w szkole, dzwoniłam po moich szkolnych koleżankach i starałam się je zaprosić na zakupy – mówiła. – Każda odmawiała, mówiąc, że ma inne plany. Ale kiedy jechałam do centrum handlowego, wszystkie te dziewczyny, które odmawiały mi swojego towarzystwa, kręciły się wokół sklepu Victoria's Secret. Kiedy mama widziała moją reakcję, mówiła, że jedziemy gdzie indziej, nawet jeśli miało to zająć kilkadziesiąt minut. Chodziło o to, żeby znaleźć własne miejsce i święty spokój. W ten sposób nie dręczyłam się i miałam inne, lepsze ciuchy niż koleżanki.

Z jednej strony nakręcało to odrzucenie, ale z drugiej pozwalało wykształcić indywidualność. – Pewnie gdyby nie wydarzyły się przenosiny do Nashville, wciąż interesowałabym się muzyką, słuchając jej w czasie wolnym – powiedziała Swift. – Pewnie poszłabym na studia i zajmowałabym się taką formą biznesu, w którego centrum znajdują się słowa. Czyli marketingiem.

Już choćby te słowa przekonują, że pod maską, jaką narzucają młodym gwiazdom nowe, głównie internetowe media, kryją się odstające od nich, bardziej złożone treści. Swift nie powie, że interesuje ją robienie kasy, tylko praca w słowie, kreowanie słów.

Jak e-mail

Swift odnosi sukcesy kolejnymi albumami, bo choć zrezygnowała dziesięć lat temu z wydania prozy, pisze piosenki postrzegane jako niezwykle intymne. To może być klucz do sławy oraz niezwykle udanej komunikacji z nastolatkami. Niemal każdy jej przebój jest jak e-mail czy SMS od przyjaciółki.

– Wcale nie odbieram tego jako ataku na moją prywatność, jeśli wielu ludzi zajmuje się spekulacjami, która z piosenek może być o mnie bądź o moich znajomych – mówi. – Nie używając konkretnych imion, przezwisk, nazwisk, mam ciągłą kontrolę nad tym, co piszę. Nikt nie wie, co jest prawdą, a co zmyśleniem, i co też o mnie powiedzą. Oczywiście, kiedy piszę o tym, że chcę zapełniać stadiony na całym świecie lub chciałabym zaprosić znanych artystów na swoje koncerty, jest to o mnie, o moich marzeniach. Reszta pozostaje tajemnicą. Mam jednak wielką satysfakcję, gdy moje piosenki odnoszą sukces, i nawet jeśli są traktowane jako autobiograficzne, takie nie są. Najlepszy przykład to „Shake It Off".

Ta piosenka przyniosła jej jeszcze inną satysfakcję. Zaśpiewała ją razem z Paulem McCartneyem.

Taylor Swift dobrze potrafi bawić się podwójnością scenicznej konwencji, grać wampa i niewinnego kociaka. W „Blank Space" śpiewa: „Upiłam się z zazdrości, a jednak wiem, że wrócisz za każdym razem, gdy odchodzisz/ Ponieważ jestem twoim koszmarem w przebraniu marzeń".

– A co jest złego w tym, żeby opowiadać o świecie w kostiumie zmysłowej dziewczyny, która lubi manipulować facetami? – pyta kokieteryjnie. – Czy media nie pisały dla mnie takiego scenariusza? Pisały, co męczyło mnie i raniło bardzo długi czas. Aż postanowiłam się z tego wyzwolić i wejść na proponowaną mi falę, żeby odwrócić jej kierunek w mocno pastiszowej, satyrycznej postaci. Ale czy to zostało zrozumiane? Nawet nie mam takiej nadziei. I artysta nie powinien jej mieć. Wszyscy interpretują nas i nasze piosenki, jak chcą. Bo jeśli ktoś nie ma poczucia humoru, nie wyczuje go u innej osoby.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Na koncie ma tak duże sukcesy, jak sprzedanie w tydzień miliona egzemplarzy kolejnych trzech albumów, gdy inni męczą się z rozprowadzeniem o połowę mniejszej liczby przez pół roku. Specjaliści z branży oceniają, że gdyby przełożyć obecne wyniki z tradycyjnych sklepów na język statystyki z czasów największej popularności Michaela Jacksona, to niemal każda płyta Swift odnosiłaby taki sukces jak „Thriller". Gdyby chcieć ocenić rynek muzyki pop, wśród białych wokalistek jokery są tylko dwa: Brytyjka Adele i Amerykanka Taylor Swift. Adele śpiewa o wiele ambitniej, ale to Taylor jest pierwszą artystką, która dwukrotnie zdobyła Grammy za album roku.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy