Nietrudno wymienić bardziej skuteczne plany naprawy gospodarki, nie tylko te najgłośniejsze, Marshalla czy Roosevelta, ale i skromniejsze, ograniczone do jednego kraju, branży i pięciolatki, wszystkie, które zakończyły się ograniczonym choćby sukcesem. W Rzeczypospolitej czasów stanisławowskich tak się nie stało: manufaktury grodzieńskie upadły, kanały mające połączyć Morze Bałtyckie z Czarnym stały się przytuliskiem dla żab i pijawek, „linie technologiczne" i patenty wywieziono jak zwykle do Petersburga.
Ale jednak jest coś, co zachwyca w tych inicjatywach czasów stanisławowskich: rozmach. W kraju nie tylko wynędzniałym i spustoszonym wojnami (nie inaczej było w końcu w Królestwie Kongresowym, Polsce po roku 1918 czy 1945), ale praktycznie pozbawionym szczelnych granic, władz wykonawczych, mechanizmów poboru podatków, kapitału inwestycyjnego i siły roboczej uruchamiać zbrojownie, przędzalnie, cukrownie, rozwijać plany eksploatacji złóż, bić monetę i gościńce?
„Najśmielszy ekonomista mógłby wpaść w rozpacz, gdyby mu kazano podnosić handel w kraju pozbawionym morza, opasanym łańcuchem komór Fryderyka II i Józefa II, pełnym uprzedzeń przesadnych, a nie mającym klasy kupców hurtowych" – lamentował Tadeusz Korzon, na poły zapomniany twórca warszawskiej szkoły historycznej.
Wiele tu z ducha Oświecenia – ale tego najbardziej fantastycznego: Münchhausenowskiego. Jak pamiętamy, zacny baron zdołał sam siebie wydobyć z bagna, z całej siły ciągnąc ręką za własne włosy. Stanisław August i krąg jego kameralistów zdają się owładnięci podobną pasją. Gdyby krytykom patriotycznego zapału i gotowości do podjęcia ryzyka zależało na czymś więcej niż powielaniu stale tych samych fraz, to – zamiast wałkować nieszczęsną Somosierrę czy powstanie styczniowe – powinni wziąć się na serio do manufaktur Antoniego Tyzenhauza. Tymczasem odważył się go skrytykować, nie do końca słusznie, jeden Korzon.
Konstytucje ekonomiczne
Przede wszystkim – myśl, której dotąd brakowało. Za granicami kameraliści, czyli zwolennicy zwiększania dochodów skarbowych, wypierani są powoli z grona doradców królewskich przez fizjokratów, czyli entuzjastów rozwoju rolnictwa, którzy toczą z kolei spory z merkantylistami, opowiadającymi się za wolnym handlem, Adam Smith publikuje swoje tezy o bogactwie narodów.