Cała Polska zakładnikiem ministra Jana Szyszko

Nie trzeba być wielkim znawcą form aktywności życiowej kornika drukarza ani ekosystemów, by zauważyć, że minister Jan Szyszko przedziera się przez problematykę polskich lasów z wdziękiem dywizji sowieckich czołgów.

Aktualizacja: 20.08.2017 17:08 Publikacja: 18.08.2017 15:00

Cała Polska zakładnikiem ministra Jana Szyszko

Foto: Fotorzepa

Jestem ostatnim, który miałby prawo wypowiadać się merytorycznie w kwestii ograniczonych wyrębów w Puszczy Białowieskiej: czy rację ma minister czy ekolodzy. Niemniej w całej tej awanturze kilka spraw musi dawać do myślenia. Przede wszystkim ograniczona wrażliwość ministra Szyszki na argumentację strony przeciwnej. Jan Szyszko jest w tej sprawie jak ściana, od której z głośnym echem odbijają się garście rzucanego grochu. Pozostaje absolutnie głuchy na cudze racje. Nie podejmuje dyskusji, uparcie stoi przy swoim i nawet jeśli jest bliżej prawdy niż armia rozwścieczonych ekologów, nie umie, a najpewniej nie chce, przedstawiać publicznie swoich argumentów. A ma do dyspozycji cały aparat komunikacyjny. Przy odrobinie dobrej woli mógłby wejść w debatę, próbować przekonać szerszą opinię publiczną do swoich racji. Nie chce, nie umie, uważa, że stojące za nim media zaprzyjaźnionego ojca Rydzyka i państwowy aparat propagandowy wystarczą.

Ano nie wystarczą. Współczesny system medialny jest nieco szerszy, a sukces warunkuje sprawna komunikacja. Tego Jan Szyszko wyraźnie nie rozumie. Nie rozumie również tego, jak szkodliwe dla Polski jest igranie z instytucjami europejskimi. Jeśli więc Trybunał Sprawiedliwości UE na wniosek Komisji Europejskiej nakazuje wstrzymanie wycinki, minister Szyszko ze zwykłej ostrożności procesowej powinien się takiemu zakazowi podporządkować. Co więcej, w ślad za taką decyzją winien się domagać natychmiastowej misji eksperckiej, która miałaby szanse kompetentnie zbadać problem.

Szyszko działa w przeciwny sposób. Ogłasza, że decyzji się nie podporządkuje, opinie eksperckie, na podstawie których na sprawę uwagę zwróciła Komisja, obśmiewa, a samych ekspertów kompromituje. Zamiast komunikacji jest więc konfrontacja, brutalna, bezmyślna i szkodliwa, zaś jej skutki tylko pogarszają w kręgach europejskich opinię na temat polskiego rządu. Takie działanie można tłumaczyć tylko na dwa sposoby. Albo jest to celowe dystansowanie się wobec Europy z polexitem w tle, albo Jan Szyszko to polityk z betonu, a rząd i reszta obywateli kraju nad Wisłą to jego bezwolni zakładnicy. Swoją drogą cała sytuacja jest z gruntu absurdalna. Polska mogłaby na aktywnej postawie proekologicznej robić europejską karierę. Poza trudnym tematem OZE mamy w Polsce całkiem wiele w tej kwestii do pokazania.

Polska jest krajem o stosunkowo dużym wskaźniku zalesienia (oficjalne dane wykazujące, że wynosi on 33 proc. terytorium całego kraju, są lekko zaniżone). Jesteśmy potęgą rolniczą, a wiele z eksportujących za granicę przedsiębiorstw chwali się ekostandardami w produkcji żywności. Północno-wschodnią część kraju promujemy jako „zielone płuca Polski" i moglibyśmy ten pomysł rozwinąć jako europejski „trade mark", napędzający turystykę, usługi zdrowotne i rekreacyjne, ale do tego potrzebna jest świadoma i konsekwentna polityka rządzących. Świetna reputacja i synergia planów ministerstw, samorządów i zainteresowanych organizacji społecznych to warunek konieczny. Jan Szyszko tej prostej prawdy najwyraźniej nie przyjmuje. Czy to jego osobisty problem, czy brak umiejętności doboru odpowiednich doradców? Trudno rozstrzygnąć. Przecież wystarczy lekcja z Donalda Trumpa, by pojąć, jak wiele traci w opinii świata polityk, który za nic ma sobie problematykę ochrony środowiska.

Jan Szyszko mógłby także wyciągnąć wnioski z własnego kryzysu wizerunkowego przy okazji wiosennej wycinki drzew, która przejdzie do historii jako lex Szyszko. Niestety, oznak refleksji nie widać. Mam nawet wrażenie, że minister wyciągnął przeciwne wnioski. Zdaje się uważać, że jest politycznie nietykalny, że opinię publiczną może mieć w nosie, a i tak nikt w kręgu władzy mu tego nie wypomni, że „nie będzie nas, a i tak będzie las". W istocie, nawet przetrzebiony – przetrwa. W przeciwieństwie do takich polityków jak Jan Szyszko, po których nie zostanie nawet zła sława. ©?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Jestem ostatnim, który miałby prawo wypowiadać się merytorycznie w kwestii ograniczonych wyrębów w Puszczy Białowieskiej: czy rację ma minister czy ekolodzy. Niemniej w całej tej awanturze kilka spraw musi dawać do myślenia. Przede wszystkim ograniczona wrażliwość ministra Szyszki na argumentację strony przeciwnej. Jan Szyszko jest w tej sprawie jak ściana, od której z głośnym echem odbijają się garście rzucanego grochu. Pozostaje absolutnie głuchy na cudze racje. Nie podejmuje dyskusji, uparcie stoi przy swoim i nawet jeśli jest bliżej prawdy niż armia rozwścieczonych ekologów, nie umie, a najpewniej nie chce, przedstawiać publicznie swoich argumentów. A ma do dyspozycji cały aparat komunikacyjny. Przy odrobinie dobrej woli mógłby wejść w debatę, próbować przekonać szerszą opinię publiczną do swoich racji. Nie chce, nie umie, uważa, że stojące za nim media zaprzyjaźnionego ojca Rydzyka i państwowy aparat propagandowy wystarczą.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO