Wciąż pełni obaw, niewiary, mieliśmy jednak jakąś ufność do historii. Była oczywiście absurdalna, bo polski los zdawał się nie przewidywać takich zakrętów dziejowych, ale trudno było nie czuć zapachu wolności i silnego wiatru zmian.
Ale tak było tylko nad Wisłą. Sąsiedzi nadal patrzyli na nas zza krat, bez wiary, że i im przydarzy się taki dziejowy moment. Właśnie skończyłem studia, których finał zbiegł się w czasie z kampanią wyborczą pod szyldem komitetów obywatelskich. Nie pamiętam już, czy najpierw był egzamin magisterski, a po nim obwieszony biało-czerwonymi flagami stragan Solidarności na krakowskim Rynku, czy odwrotnie. Co innego było ważne. Wchodziłem w dorosłość w rytm historycznych zmian, do których udało mi się dołożyć i swoje trzy grosze. A co po nich? Co dalej, młody człowieku, z tak pięknie rozpoczętym życiorysem? W którą stronę? Za jakie pieniądze?