Wystarczyły cztery miesiące pracy Xaviego, by Barca była w stanie rzucić wyzwanie Królewskim.

Można się zastanawiać, jak wyglądałby ten mecz, gdyby kilka dni temu kontuzji nie doznał najlepszy strzelec Realu Karim Benzema. Można się spierać, czy przewaga Katalończyków byłaby tak duża, gdyby sędzia już na początku wyrzucił z boiska Pierre'a-Emericka Aubameyanga za atak w nogi Toniego Kroosa (odgwizdał faul, ale nie pokazał nawet żółtej kartki). Ale piłkarze Xaviego byli tak zdeterminowani i żądni wygranej, że nawet w mniej sprzyjających okolicznościach wyjechaliby z Santiago Bernabeu z kompletem punktów.

To była deklasacja. Sam Aubameyang, dla którego był to debiut w El Clasico, mógł zdobyć ze cztery bramki. Zdobył dwie. I dołożył jeszcze asystę przy trafieniu Ferrana Torresa. Barcelonie wychodziło niemal wszystko, Realowi gra kompletnie się nie kleiła, nie radziła sobie z pressingiem rywali. Kibice gospodarzy przecierali oczy ze zdumienia, Carlo Ancelotti szukał nadziei w zmianach, a Barca kontynuowała swój koncert.

Już po 50 minutach było 4:0. Poprzednie tak wysokie zwycięstwo w Madrycie odniosła w 2015 roku, gdy gole strzelali Luis Suarez, Neymar i Andres Iniesta. Żadnego z nich już nie ma, nie ma też Leo Messiego, ale w Katalonii tworzy się coś nowego. Równie ekscytującego. Szkoda, że strata Barcelony do Realu wynosi aż 12 punktów, ale przyszły sezon zapowiada się naprawdę pasjonująco.

Real Madryt - Barcelona 0:4

Bramki: P.-E. Aubameyang 29 i 51, R. Araujo 38, F. Torres 47.