Presja miała sens, skoro Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) jeszcze w niedzielę przerwała milczenie i potępiła użycie siły przez Rosjan podczas inwazji na Ukrainę. Nie wykluczyła też wyrzucenia ich z międzynarodowej rywalizacji – w przyszłości.
Ta nadeszła szybko. Zdecydowanej reakcji zażądał od sportowych federacji Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl), który do karania potęg podchodził zazwyczaj ostrożnie. Jego stanowcze oświadczenie radykalnie zmieniło oblicze gry.
Władze ruchu olimpijskiego – choć zawsze starały się unikać obarczania sportowców odpowiedzialnością za winy rządzących – zaapelowały o wykluczenie z międzynarodowych zawodów agresorów: Rosjan oraz Białorusinów. FIFA nie miała odwagi podjąć takiej decyzji samodzielnie, ale po ruchu MKOl-u musiała to zrobić.
Jej szef Gianni Infantino początkowo chciał, aby świat wciąż kopał piłkę z agresorem – na neutralnym gruncie oraz z zastrzeżeniem, że rywale nie mogą użyć flagi i wysłuchać hymnu, a formalnie wybiegną na boisko jako reprezentacja rosyjskiej federacji (RFU).
FIFA najpierw zaoferowała pakiet pozornych sankcji, które znamy z igrzysk w Tokio (2021) i Pekinie (2022), gdzie sportowcy płacili za tuszowanie przez działaczy istnienia wspieranego przez państwo systemu dopingowego.