Włodzimierz F., były kierownik delegatury Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego, był zatrudniony na podstawie umowy o pracę w wymiarze ośmiu godzin na dobę i średnio 40 godzin w tygodniu, od poniedziałku do piątku. Na polecenie wojewody reprezentował go w soboty, niedziele i święta, m.in. podczas odsłaniania pomników, uroczystości państwowych i lokalnych, spotkań z rolnikami, ceremonii religijnych. Wyliczył, że przez półtora roku przepracował tak ponad 200 godzin.
Na podstawie art. 92 obowiązującej wówczas ustawy o służbie cywilnej z 18 grudnia 1998 r. (zastąpiła ją ustawa z 24 sierpnia 2006 r.)wystąpił do pracodawcy o 26 dni wolnego. Ten odmówił. Kiedy Włodzimierz F. został zwolniony ze stanowiska, wystąpił do sądu pracy o wypłatę ekwiwalentu pieniężnego w wysokości 4,6 tys. zł.
– Choć zostałem zwolniony, moje roszczenie nie przepadło. Zmieniło się jedynie w ekwiwalent pieniężny – argumentuje urzędnik. Dowodzi, że skoro ustawa o służbie cywilnej nie zawierała przepisu dotyczącego wynagrodzenia za pracę w niedzielę, święta oraz wolne soboty, to stosuje się w tym zakresie przepisy kodeksu pracy (art. 151a § 1).
Wojewoda nie uznał roszczenia. Uważa, że czynności związane z reprezentacją należały do zakresu obowiązków kierownika delegatury, także poza normalnymi godzinami pracy. Obowiązki reprezentacyjne były i są praktyką w urzędzie oraz zaszczytem. Zdaniem wojewody nie ma też prawnych możliwości wypłaty ekwiwalentu za przepracowane nadgodziny, a zainteresowany powinien zwrócić się o dni wolne niezwłocznie po wykonaniu czynności, a nie je kumulować.
Sąd Rejonowy w Zamościu co do zasady przyznał rację urzędnikowi, że w chwili ustania stosunku pracy roszczenie o udzielenie czasu wolnego przekształca się w roszczenie o wypłatę wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych.