Na delegacji sędziego wojskowego do sądu powszechnego może widnieć podpis dyrektora Departamentu Kadr i Szkolnictwa Wojskowego – [b]uznał Sąd Najwyższy (sygn. akt I KZP 23/08)[/b]. W efekcie wyrok wydany przez takiego sędziego pozostaje w mocy.
Problem zawisł przed SN za sprawą Sławomira K. skazanego na osiem lat więzienia za rozbój z pobiciem. Od wyroku apelował obrońca skazanego oraz pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego. Sąd II instancji apelacji jednak nie uwzględnił i wyrok utrzymał.
Pozostała kasacja. Wniósł ją obrońca K. Podważał wyrok, twierdząc, że w składzie orzekającym znalazł się nieuprawniony do orzekania sędzia Wojskowego Sądu Garnizonowego delegowany do sądu powszechnego przez działającego z upoważnienia ministra sprawiedliwości podsekretarza stanu. Na delegacji widniał też podpis dyrektora Departamentu Kadr MON poprzedzony adnotacją "w porozumieniu z upoważnienia ministra obrony narodowej", i że upoważnienia takiego udzielił on generalnie dyrektorowi Departamentu Kadr.
Ze skargą kasacyjną zgodziła się prokuratura apelacyjna, a na rozprawie także prokurator Prokuratury Krajowej. SN, który miał rozstrzygnąć sprawę, poprosił o pomoc skład siedmioosobowy. Uzasadniając prośbę o rozwianie wątpliwości, przekonywał, że na tle prawa o ustroju sądów wojskowych, według którego minister sprawiedliwości w porozumieniu z ministrem obrony narodowej może delegować sędziego m.in. do pełnienia obowiązków sędziowskich w innym sądzie, istnieją w orzecznictwie dwa zgoła różne poglądy.
Pierwszy, że delegacja przez dyrektora departamentu jest możliwa; drugie – że nie. W ocenie sądu kasacyjnego obie wykładnie mają swoje argumenty, a każda prowadzi do diametralnie różnych konsekwencji procesowych. A tak być nie może.