Odwołanie członka SKO jest aktem administracyjnym podlegającym kontroli sądu administracyjnego, a nie aktem o zatrudnieniu, o jakim mowa w kodeksie pracy – stwierdził Naczelny Sąd Administracyjny (sygnatura akt I OSK 1080/11).
W Polsce działa 49 SKO, w których pracuje ponad 500 członków etatowych i ponad 600 pozaetatowych. Najczęściej trafiają do nich odwołania w sprawach podatków i opłat lokalnych, pomocy społecznej itp. W jednym tylko SKO w Warszawie odnotowano w ubiegłym roku prawie 24 tys. spraw. Jest to więc na tyle znacząca instytucja, że nie może być niejasności w regulacjach prawnych.
Aleksandra C. zwróciła się w ubiegłym roku do prezesa RM o unieważnienie decyzji z 2001 r. o odwołaniu jej z funkcji etatowego członka SKO w Gdańsku. Premier odpowiedział pismem, że postępowanie dotyczące odwołania członka SKO nie jest postępowaniem administracyjnym w rozumieniu kodeksu postępowania administracyjnego. I że nie można stwierdzić nieważności aktu, który nie jest aktem administracyjnym.
– Art. 6 ustawy o samorządowych kolegiach odwoławczych reguluje jedynie odwołanie prezesa SKO. Nie ma w ustawie przepisu, który pozwalałby na zastosowanie tej regulacji do odwołania członka SKO. Art. 7 zawierający procedurę powoływania członków SKO też nie wspomina nic o odwołaniu. Skoro następstwem odwołania jest rozwiązanie stosunku pracy, odwołanie z funkcji etatowego członka SKO ma charakter sprawy ze stosunku pracy, w której właściwy jest sąd pracy – argumentował radca prawny Eligiusz Stachniak reprezentujący premiera podczas rozprawy w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.
NSA rozpatrywał skargę kasacyjną prezesa RM od wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. WSA uznał, że nie wydając decyzji w sprawie Aleksandry C., premier pozostawał w bezczynności. Ponieważ ustawa o SKO nie wskazuje organu właściwego do odwołania członka kolegium, będzie nim ten sam organ, który dokonał powołania, czyli prezes RM. Na decyzję o odwołaniu przysługuje skarga do sądu administracyjnego.