Podstawowa stawka nowego podatku to 19 proc., aczkolwiek w określonych sytuacjach może to być 3 proc. Ten, jak to się czasem określa, haracz od przeprowadzki ma dotknąć mniejszego kręgu firm i osób fizycznych. Będzie tak dlatego, że opodatkowane mają być np. akcje i udziały w spółkach oraz funduszach inwestycyjnych o wartości ponad 4 mln zł zamiast planowanych wcześniej 2 mln.
Czytaj także: Exit tax: rządowy krok w tył, ale wciąż wbrew prawu Unii
Dzięki temu nowy podatek może mieć mniej potencjalnych przeciwników. Zmianę, o której mowa, można potraktować jako krok wstecz Ministerstwa Finansów, które być może zrozumiało, że nowa danina nie powinna mieć tak szerokiego pola rażenia, jak z początku planowano. To daje nadzieję, że podczas dalszych prac legislacyjnych zostaną uwzględnione również inne uwagi przedstawicieli przedsiębiorców. A wątpliwości budzą chociażby niejasne przepisy i to, że nowe rozwiązania mogą naruszać swobodę przemieszczania się po Unii Europejskiej.
Należy wyraźnie zaznaczyć, że wprowadzenie exit tax to nie autorski pomysł polskiego rządu. Konieczność wprowadzenia takich przepisów wynika z europejskiej dyrektywy przeciw nadużyciom podatkowym. Dyrektywa ta powstała w odpowiedzi na przenoszenie biznesu między krajami – głównie po to, aby oddać lokalnej skarbówce jak najmniej. Jednak wielu przedstawicieli biznesu słusznie zwraca uwagę, że nie można wszystkich zmieniających miejsce prowadzenia biznesu taktować jako tych, którzy nie chcą płacić podatków. Często taka przeprowadzka to po prostu przemyślana decyzja gospodarcza i konieczność, aby utrzymać się na rynku.