[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/02/03/piotr-winczorek-nie-tylko-splendor-ale-i-wladza/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Donald Tusk, informując, że nie będzie się ubiegał o urząd prezydenta RP – jako główny argument na rzecz takiego wyboru – podał, iż nie chodzi mu o zaszczyty, ale o realną władzę. Ta zaś spoczywa w rękach premiera i Rady Ministrów. Tusk ma rację, ale tylko częściowo.
Jest rzeczą oczywistą, że sprawowanie urzędu głowy państwa wiąże się z wielkimi zaszczytami, lecz także ze znacznymi kompetencjami oraz obowiązkami wobec kraju i obywateli. Ale nie przesadzajmy, bycie premierem też jest związane ze splendorem i rozmaitego rodzaju honorami, choć może nie aż tak wielkimi jak te, które łączą się z pełnieniem najwyższego urzędu Rzeczypospolitej. Idzie jednak nie o zaszczyty, kandelabry, dywany i limuzyny, a nawet nie o sławę czy rozgłos. Te bowiem dostępne są także niejednemu celebrycie działającemu w całkiem innych branżach niż polityka.
[srodtytul]To nie złota klatka [/srodtytul]
Władza, którą sprawuje premier i kierowany przez niego rząd, jest zdecydowanie szerzej zakreślona i sięga głębiej niż władza głowy państwa. To, że kierowanie Rzecząpospolitą należy do Rady Ministrów i jej szefa, nie ulega – na tle przepisów polskiej ustawy zasadniczej – najmniejszej wątpliwości. Dotyczy to zarówno stosunków wewnętrznych – politycznych, społecznych i gospodarczych – jak i zagranicznych. Spór kompetencyjny między premierem a prezydentem odnoszący się do ich udziału w posiedzeniach Rady Europejskiej rozstrzygnięty przez Trybunał Konstytucyjny przed kilkunastoma miesiącami sprawę tę ostatecznie wyjaśnił.