To może być bardzo ciekawy temat na rozmowy z uczniami o konstytucji, z którą po szkołach jeżdżą właśnie jej obrońcy, gdyż wielu ich rodziców przeżywało problemy podobne do Kazika. A w procesie dydaktycznym omawianie rzeczywistych problemów, które dotykają rzeczywistych ludzi, jest bardzo przydatne.

Art. 64 naszej słynnej konstytucji stanowi, że „każdy ma prawo do własności", ale przewiduje, że „własność może być ograniczona w drodze ustawy", jednak „tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności". Zróbmy więc wykładzik o ekonomiczno-prawnej „istocie prawa własności", żeby ustalić, jakie ograniczenia jej nie naruszają w państwie prawnym – nawet „demokratycznym" i nawet „urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej" – jak to określa jej art. 2.

Zgodnie z definicją sięgającą czasów rzymskich własność to prawo do: posiadania, użytkowania, pobierania pożytków i rozporządzania rzeczą.

Jednak państwo „w drodze ustawy" może ograniczyć własność, określając charakter czyjejś nieruchomości – czy jest budowlana, rolna albo leśna. Jak określiło, że leśna albo rolna, to już nie określa, jakie drzewa właściciel może na niej posadzić albo czy musi siać żyto, czy może uprawiać kartofle. A jak określiło, że działka jest budowlana, to może ograniczyć właściciela, określając, co może na niej wybudować i czy w ogóle coś. Bo działka ma np. 999 m2, a plan zagospodarowania przestrzennego przewiduje, że pod zabudowę jednorodzinną przeznaczone są tylko działki o powierzchni 1000 m2. Więc niby „budowlana", ale można na niej zamiast posadowienia domu posadzić kartofle. To zresztą ciekawe, że działkę budowlaną można wykorzystać na cele rolne, a rolnej na budowlane – nie. A jak na środku działki budowlanej wyrosło sobie kiedyś drzewo (nie mówiąc, nie daj Boże, o wielu drzewach), to dziś może być już ono pomnikiem przyrody i właściciel może sobie pod nim hamak co najwyżej powiesić – bo wyciąć go nie może, żeby się pobudować. Jak ma szczęście i nie ma drzewa, a działka ma odpowiednią powierzchnię, to się może okazać, że zabudować może raptem 10 proc. powierzchni, bo reszta musi pozostać biologicznie czynna. Można też ograniczyć jego prawo do wyboru kształtu dachu i koloru elewacji jego „gniazda" – jak już pozwolą mu je wybudować. Jego ból może więc być nawet większy niż Kazika.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI