Kampania wyborcza naznaczona jest działaniami policji, która zatrzymuje i wszczyna postępowanie karne przeciwko wyrażającym swój negatywny stosunek do kandydatów na prezydenta, a właściwie do jednego, urzędującego obecnie prezydenta. Głośna była interwencja policji w Gdańsku, gdy zatrzymano właściciela samochodu z napisami: „Wolę w szambie zanurkować niż na Dudę zagłosować, PiS Stop, 2020 Wypad" oraz zdjęciem urzędującego prezydenta w czapce Stańczyka. Krótko przed tym zdarzeniem policja w Warszawie zatrzymała kobietę protestującą przed budynkiem stacji radiowej Trójki, która do roweru przypięła napisy: „Wolna Trójka bez dyrektora PiSiora" i "PiSiory mordują utwory".
Te wydarzenia łączy potraktowanie przez policję obojga zatrzymanych w sposób, który może naruszać art. 3 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Kobieta została wprawdzie zwolniona bez wszczynania postępowania karnego, ale mężczyźnie postawiono zarzut znieważenia prezydenta, tj. popełnienia przestępstwa z art. 135 § 2 kodeksu karnego („Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3"). Taki sam zarzut groził początkowo mężczyźnie, który prowadził po rynku w Krakowie wózek z kukłą przypominającą prezydenta Dudę trzymającego w ręku wielki długopis oraz z napisem: „Ma władza pełną misę, ja służę jej podpisem".
Czytaj także: Sąd Apelacyjny: słowo na "d" nie znieważa Prezydenta RP
Nie tylko polska przypadłość
Opisane zdarzenia nie są niczym nowym w czasie kampanii wyborczych. Warto przypomnieć umorzone w 2003 r. śledztwo w sprawie publicznego znieważenia Prezydenta RP poprzez rozpowszechnianie w Częstochowie plakatów z wizerunkiem Aleksandra Kwaśniewskiego obok wizerunku Adolfa Hitlera. Decyzja procesowa wskazuje, że wówczas tak drastyczną formę protestu politycznego uznano za dopuszczalną, w szczególności mieszczącą się w granicach swobody wypowiedzi. Prokurator trafnie powołał się na orzeczenie Sądu Najwyższego z 28 lipca 1993 r., który podkreślił, że „skoro jedną z podstawowych zasad zagwarantowanych przez Polskę (...) jest prawo do publicznego głoszenia swoich poglądów (...), to żadna wypowiedź odnosząca się do osób działających publicznie lub organów państwa (...), jeżeli nawet opinie te naruszają pewne normy obyczajowe, nie powinny być traktowane jako przestępstwo". Podobnie w 2005 r. prokurator odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie publicznego znieważenia Prezydenta RP poprzez publikację artykułu w jednym z ogólnopolskich tygodników, w którym został określony jako „prezydent wszystkich aferzystów". Prokurator stwierdził, że „art. 135 § 2 k.k. penalizuje zachowania polegające na publicznym znieważeniu Prezydenta RP. (...) Oznacza się nim takie i tylko takie zachowanie, które według określonych przez normy kulturowo-obyczajowe i powszechnie przyjęte oceny stanowi wyraz pogardy. (...) W niniejszym wywiadzie nie użyto żadnych tego typu określeń".
Przytoczone kazusy nie są wyłączną „przypadłością" polskiej sceny politycznej. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wielokrotnie wypowiadał się w sprawach, w których wobec osób pełniących funkcje publiczne, w tym polityków padały słowa mogące naruszyć ich dobre imię. Przykładowo w sprawie Lingens przeciwko Austrii doszło do pomówienie kanclerza o liberalny stosunek do byłych nazistów; w sprawie Oberschlick przeciwko Austrii polityk w komentarzu po publicznym przemówieniu został nazwany „idiotą"; w sprawie Castells przeciwko Hiszpanii padły oskarżenia pod adresem władz o tolerowanie i inspirowanie grup o obliczu faszystowskim; w sprawie Pakdemirli przeciwko Turcji prezydenta nazwano „kłamcą", „oszczercą", „politycznym inwalidą" i „ograniczonym umysłem", a w sprawie Mondragon przeciwko Hiszpanii król Hiszpanii Juan Carlos nazwany został „tym, który chroni tortury i narzuca swój monarchistyczny reżim naszemu ludowi poprzez tortury i przemoc".