W wypadku tych osób problem może się zwiększyć. Ale wracamy do pytania, dlaczego tak się stało, dlaczego mamy tylu aplikantów. I tu musimy się zastanowić nad fundamentami ustrojowymi naszego zawodu. Trzeba rozważyć, kim ma być notariusz, ilu ma nas być. Nie da się pogodzić traktowania notariuszy jako funkcjonariuszy publicznych z koncepcją zwiększania ich liczby w nieskończoność. Jeśli natomiast mamy być przedsiębiorcami, to musimy zmienić cały model naszego zawodu. W Europie nie ma jednak zbyt wielu przykładów notariatu wolnokonkurencyjnego. Jest jedynie przykład holenderski, gdzie brak np. taksy notarialnej. I tam są jednak ograniczenia dotyczące otwierania nowych kancelarii, związane m.in. z koniecznością przedstawienia biznesplanu czy też wpłacenia kaucji. Trzeba jednak zaznaczyć, że w Holandii po uwolnieniu zawodu liczba chętnych się zmniejszyła. Odstraszająco działa chociażby konieczność przedstawiania biznesplanu. Ale oczywiście możemy się zastanowić, czy chcemy w Polsce wprowadzić taki system.
Postulowalibyście państwo wówczas uwolnienie taksy?
To jest ostatni element. Musielibyśmy się zastanowić, jak zbudować instytucję notariatu na nowo. Ustawa, którą mamy, jest oparta na tradycyjnych, przedwojennych rozwiązaniach. Traktuje ona notariusza jak funkcjonariusza publicznego wykonującego zadania powierzone mu przez państwo.
Wśród zawodów prawniczych panuje opinia, że jest to najbardziej korzystne finansowo zajęcie. Powstaje więc pytanie, czy dążąc do ograniczenia otwarcia, nie bronicie państwo po prostu swoich dobrych zarobków.
Słowo „ograniczać" nie jest tu właściwe. Chcemy, by o liczbie notariuszy decydował minister sprawiedliwości. Notariat nie ma już dziś żadnego wpływu na to, kto zostanie notariuszem. Opinia samorządu na temat kandydata nie ma mocy wiążącej, minister nie musi jej brać pod uwagę. Nie chodzi tu więc o ograniczenie dostępu, tylko o to, żeby istniał, tak jak w innych krajach europejskich, organ, który decyduje o tym, jak rozmieścić kancelarie. Jednocześnie wysokość taksy powinna tak zostać ustalona, żeby notariusze mieli zagwarantowany nie tylko byt, ale i rekompensatę za to, że często są zmuszeni działać w kontakcie z klientem na własną niekorzyść. Bo przecież nie możemy nie powiedzieć klientowi o rozwiązaniach dla niego dobrych, które są alternatywą dla naszej czynności. Musimy więc mówić np. „tej sprawy nie musi pan u nas załatwiać, może pan to zrobić za niższą opłatą w sądzie". To nie są zasady wolnego rynku.
Chcielibyście więc, żeby minister określał limit przyjęć na aplikację?