Jak źle i w sposób mało przemyślany tworzone jest prawo było widać wyraźnie np. po tzw. ustawach zdrowotnych, których autorem w większości byli urzędnicy resortu zdrowia.
Błędy popełnione jeszcze w 2011 roku trzeba było szybko prostować. Tak było z wprowadzeniem nonsensownego wymogu wykupu polis od wypadków medycznych przez ledwo dyszące finansowo szpitale. Niewykonalność tego zadania, szybko wymusiła nowelizację zwalniającą je czasowo z tego obowiązku ( pecha miały te placówki, które pospieszyły się i wykupiły polisy). Wcześniej wielkim bublem okazała się zmieniona ustawa refundacyjna, która wprowadziła gigantyczne zamieszanie związanego z realizacją recept.
W 2013 roku sytuacja może się powtórzyć, a bombą z opóźnionym zapłonem mogą być nie jak przed rokiem recepty, ale wprowadzony „z myślą o pacjencie" przepis, który znosi obowiązek przedstawienia u lekarza dokumentu potwierdzającego ubezpieczenie. Fakt ten ma teraz zweryfikować system komputerowy. Problem w tym, że w systemie może nie być aktualnych danych nawet kilka milionów pacjentów. A to wróży gigantyczny bałagan i problem z dostaniem się do lekarza.
W 2012 roku nie zmienił się styl reformowania prawa podatkowego. Zasada: w sposób skomplikowany i na ostatnią chwilę, tak aby podatnik miał jak najmniej czasu na przygotowanie się do zmian w dalszym ciągu jest obowiązująca. Groteskowo wygląda przy tym fakt, że część zmian m.in. w podatku VAT była uchwalana pod hasłem usuwania barier i ułatwiania działalności przedsiębiorcom, teraz skomplikuje im życie.
Rok 2012 to początek wielkiej operacji legislacyjnej pod tytułem „deregulacja zawodów" i przymiarki do zmian za „ jednym zamachem" setek przepisów, i ustaw.