Sobczak: Zatrudniłem się w sądzie jako sekretarka

Jacek Sobczak, sędzia Izby Karnej Sądu Najwyższego, specjalista m.in. od prawa autorskiego w rozmowie dla "Rz" mówi o tym jak został prawnikiem.

Publikacja: 27.05.2014 15:15

Rz: Studenci mówią o panu „mistrz". Słyszał pan o tym?

Tak. Słyszałem.

Założyli na Facebooku profil – Stowarzyszenie Miłośników prof. Jacka Sobczaka... Skąd taka popularność?

Może chodzić o to, że ja nie czytam wykładów, ja je po prostu mówię. Od czasu do czasu, żeby dać studentom odetchnąć, opowiadam jakąś anegdotę. Po 30 latach od skończenia studiów pewnie niewiele będą pamiętali z samych wykładów, ale anegdoty może zapamiętają.

Może zapamiętają też np. zdanie „Nie ma systemu komunikowania, tak jak nie ma witamin. Istnieje tylko prawo, a wszystko inne jest złudzeniem". Cytują je na Facebooku.

Rzeczywiście tak myślę. Prawo reguluje niemal każdą dziedzinę naszego życia, jest podstawą funkcjonowania państwa.

Od kiedy ma pan takie przekonanie?

Muszę przyznać, że w szkole średniej nie myślałem o prawie. Interesowała mnie przede wszystkim literatura. W mojej klasie był jednak wybitny poeta Stanisław Barańczak. Dużo lepszy ode mnie. Nie chciałem być „drugi we wsi"... Postanowiłem więc, że na polonistykę nie pójdę. Poza tym bałem się, że zostanę nauczycielem w szkole średniej. A to ciężka, niedoceniana praca.

Podobno jednak często bywał pan na wydziale polonistycznym.

Tak, były tam przepiękne dziewczyny... No i zawsze interesowała mnie literatura. Profesor Zygmunt Ziomek, wybitny teoretyk literatury, powiedział nawet kiedyś, że mogę zdawać u niego egzamin i że już na starcie mam gwarantowaną trójkę – tyle czasu spędzałem na jego wykładach. Ale nie przewidywał tego regulamin studiów. W efekcie zaprosił mnie do kawiarni, którą oblegali studenci polonistyki. To podniosło w tym środowisku moje notowania o kilka punktów...

No, ale studiował pan prawo. Skąd ten właśnie wybór?

Podczas dni otwartych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu odwiedzałem różne wydziały. Interesowała mnie też historia. Posłuchałem przez chwilę wykładów i strasznie mnie znudziły... Z kolei na wydziale prawa Zygmunt Ziembiński, wybitny teoretyk prawa i logik, mówił nam, żebyśmy nie wybierali tego kierunku. „Po co? – pytał – skoro państwo umiera i prawo umiera". Takie powiedzenie było popularne w latach 60. Ja jednak tego jeszcze nie rozumiałem. Ale uznałem, że skoro to miejsce ktoś mi odradza, to właśnie tam powinienem pójść. Nie wiedziałem jeszcze właściwie, czego się spodziewać. Ale nigdy nie żałowałem – to rozwijające studia, dające ogromne możliwości.

Po studiach został pan sędzią, ale nie chciał pan zrezygnować z pracy naukowej.

To prawda. Początkowo nie udało mi się zostać na uczelni. Zatrudniłem się w sądzie jako zwykły urzędnik, a właściwie jako sekretarka. Nie było innej drogi, bo za pierwszym razem, z przyczyn, o których nie chcę wspominać, nie dostałem się na aplikację sądową. Postanowiłem, że napiszę pracę doktorską szybciej niż ci, którzy zostali na uczelni. Tak też się stało. Pisałem o wielkopolskich sądach ziemiańskich, a habilitacyjną – o pochodzeniu prawnym ludności tatarskiej. Aplikację sądową odbywałem w okręgu Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu. Jako aplikant, a potem sędzia, pracowałem w małych sądach powiatowych w Czarnkowie, Kościanie, Grodzisku Wielkopolskim, Szamotułach. Po habilitacji pół roku pracowałem na Uniwersytecie Szczecińskim. Kierowałem katedrą doktryn polityczno-prawnych. Zaproponowano mi jednak pracę na Uniwersytecie w Poznaniu, ale w Instytucie Nauk Politycznych (dziś to Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa). Dyrektor Instytutu pytał, jakie przedmioty mógłbym poprowadzić – mówiłem, że prawo karne, cywilne, historię państwa i prawa Polski i powszechną historię państwa i prawa. Okazało się, że to wszystko nie jest potrzebne. Dyrektor instytutu dopytywał więc dalej: a co ty jeszcze robisz w tym sądzie? Odpowiedziałem, że jestem rzecznikiem prasowym w Sądzie Wojewódzkim w Poznaniu. Powiedział: świetnie, będziesz wykładał prawo prasowe. Tak zaczęła się moja przygoda z tą dziedziną prawa, później jeszcze z prawem autorskim.

Od wielu lat łączy pan pracę naukową z byciem sędzią, od kilku lat w Sądzie Najwyższym. Czy takie połączenie pomaga w wykonywaniu tych zawodów?

Jako sędzia jestem karnistą. W pracy naukowej zajmuję się prawem prasowym i autorskim. Dzięki temu mam chyba większy oddech jako prawnik. Pracę naukową traktuję bowiem właściwie jako przyjemność i rozrywkę.

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego