Podczas dni otwartych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu odwiedzałem różne wydziały. Interesowała mnie też historia. Posłuchałem przez chwilę wykładów i strasznie mnie znudziły... Z kolei na wydziale prawa Zygmunt Ziembiński, wybitny teoretyk prawa i logik, mówił nam, żebyśmy nie wybierali tego kierunku. „Po co? – pytał – skoro państwo umiera i prawo umiera". Takie powiedzenie było popularne w latach 60. Ja jednak tego jeszcze nie rozumiałem. Ale uznałem, że skoro to miejsce ktoś mi odradza, to właśnie tam powinienem pójść. Nie wiedziałem jeszcze właściwie, czego się spodziewać. Ale nigdy nie żałowałem – to rozwijające studia, dające ogromne możliwości.
Po studiach został pan sędzią, ale nie chciał pan zrezygnować z pracy naukowej.
To prawda. Początkowo nie udało mi się zostać na uczelni. Zatrudniłem się w sądzie jako zwykły urzędnik, a właściwie jako sekretarka. Nie było innej drogi, bo za pierwszym razem, z przyczyn, o których nie chcę wspominać, nie dostałem się na aplikację sądową. Postanowiłem, że napiszę pracę doktorską szybciej niż ci, którzy zostali na uczelni. Tak też się stało. Pisałem o wielkopolskich sądach ziemiańskich, a habilitacyjną – o pochodzeniu prawnym ludności tatarskiej. Aplikację sądową odbywałem w okręgu Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu. Jako aplikant, a potem sędzia, pracowałem w małych sądach powiatowych w Czarnkowie, Kościanie, Grodzisku Wielkopolskim, Szamotułach. Po habilitacji pół roku pracowałem na Uniwersytecie Szczecińskim. Kierowałem katedrą doktryn polityczno-prawnych. Zaproponowano mi jednak pracę na Uniwersytecie w Poznaniu, ale w Instytucie Nauk Politycznych (dziś to Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa). Dyrektor Instytutu pytał, jakie przedmioty mógłbym poprowadzić – mówiłem, że prawo karne, cywilne, historię państwa i prawa Polski i powszechną historię państwa i prawa. Okazało się, że to wszystko nie jest potrzebne. Dyrektor instytutu dopytywał więc dalej: a co ty jeszcze robisz w tym sądzie? Odpowiedziałem, że jestem rzecznikiem prasowym w Sądzie Wojewódzkim w Poznaniu. Powiedział: świetnie, będziesz wykładał prawo prasowe. Tak zaczęła się moja przygoda z tą dziedziną prawa, później jeszcze z prawem autorskim.
Od wielu lat łączy pan pracę naukową z byciem sędzią, od kilku lat w Sądzie Najwyższym. Czy takie połączenie pomaga w wykonywaniu tych zawodów?
Jako sędzia jestem karnistą. W pracy naukowej zajmuję się prawem prasowym i autorskim. Dzięki temu mam chyba większy oddech jako prawnik. Pracę naukową traktuję bowiem właściwie jako przyjemność i rozrywkę.
—rozmawiała Katarzyna Borowska