Tak orzekł właśnie Naczelny Sąd Administracyjny. I całe szczęście, bo ten wyrok jest w stanie powstrzymać masę, głównie niemieckich, roszczeń.
Skoro od lat nie stać nas na poniesienie kosztów reprywatyzacji majątków zagarniętych polskim obywatelom, nie widzę powodu, aby zwracać nieruchomości albo wypłacać za nie odszkodowania obywatelom obcych państw. To naprawdę kuriozalne, że reprywatyzację rozpoczęliśmy w Polsce właśnie od obcokrajowców, a dokładnie późnych przesiedleńców. Takich wygranych spraw obywateli niemieckich (niegdyś Mazurów czy Ślązaków) jest obecnie najwięcej.
Nie powinniśmy tego ułatwiać zarówno z powodów budżetowych (roszczenia reprywatyzacyjne szacuje się w Polsce na prawie 200 mld zł!), jak i z punktu widzenia interesu narodowego.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że chodzi o osoby, które po prostu zrzekły się polskiego obywatelstwa. To mniej więcej milionowa grupa emigracji ekonomicznej, która po wojnie, dla potrzeb wyjazdu do RFN, deklarowała niemieckie obywatelstwo i dlatego traciła obywatelstwo polskie. A w konsekwencji – należące do nich nieruchomości. Nie mówimy o ludziach, których ktokolwiek z Polski wypędzał albo takich, którzy musieli wyjechać z powodu szykan politycznych. Zresztą za pozostawione w Polsce majątki wielu z nich udało się uzyskać odszkodowanie w Niemczech.
Teraz, gdy ziemia jest w cenie, okazuje się, że niebywałej wartości nabrało również polskie obywatelstwo. Tych, którzy się go przed laty zrzekli, często już na świecie nie ma. Ale są ich spadkobiercy, przekonujący, że są Polakami głęboko do Polski i – rzecz jasna – polskich nieruchomości przywiązanymi. Idą więc w ruch księgi wieczyste i parafialne, szuka się zdjęć i sąsiadów. W cenie jest wszystko, co pozwoli znów zostać Polakiem.