W ostatnim czasie dość często pojawia się w mediach Państwowa Komisja Wyborcza (także na tych łamach). Niestety, nie zawsze w pozytywnym kontekście. Ostatni z przykładów dotyczy wyraźnej zwłoki PKW w przekazaniu marszałkowi Sejmu informacji o kolejnych osobach mogących objąć mandat poselski po byłym już pośle Mariuszu Kamińskim. Warto wskazać na prawdopodobną przyczynę tej sytuacji. A leży ona, naszym zdaniem, w zmianach prawnych upolityczniających ten ważny organ. Ważny, ponieważ w jego kompetencjach leżą nie tylko najistotniejsze zadania wyborcze i referendalne, ale i na przykład kontrola finansowania partii politycznych i kampanii wyborczych.
W tym miejscu trzeba przypomnieć, że od 1990 do 2018 r. PKW składała się wyłącznie z dziewięciu sędziów powoływanych przez prezydenta, ale wskazanych przez prezesów najwyższych sądów i trybunałów (SN, TK i NSA). Taki sędziowski skład gwarantował fachowość oraz bezstronność i neutralność polityczną Komisji. Ponadto był to organ o charakterze stałym.
(Nie)dobra zmiana
W 2018 r., przyjętą nowelizacją kodeksu wyborczego, dokonano jednak istotnej zmiany w tym zakresie.
W obecnym stanie prawnym w skład PKW wchodzi tylko dwóch sędziów (jeden z TK, drugi z NSA). Pozostałych zaś siedmiu jej członków wskazuje Sejm, a więc organ o stricte politycznym charakterze. W tym przypadku kandydatów wskazują kluby parlamentarne lub poselskie, z uwzględnieniem ich proporcjonalnej reprezentacji w Sejmie, a ich kadencja odpowiadać ma kadencji Sejmu.
Wybory to swego rodzaju gra. Bezstronność i neutralność sędziego jest gwarancją, że wynik meczu zostanie ustalony prawidłowo. Trudno zakładać, że tak się stanie, jeśli sędzia jest zainteresowany wynikiem rywalizacji. A tak jest, naszym zdaniem, obecnie.