O minorowych nastrojach ludzi pomykających korytarzami mediów publicznych słyszy się praktycznie od 15 października wieczorem, czyli od momentu, w którym stało się jasne, że Zjednoczona Prawica będzie musiała oddać władzę w Polsce. A to niechybnie poucina zawrotne kariery „dziennikarzy” (cudzysłów nieprzypadkowy), którzy przez ostatnie lata robili wszystko, by politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz przyklejonych do niego pomniejszych partyjek jawili się na ekranach jako zbawcy ojczyzny i sprawcy wszelkiego dobra spływającego na Polaków. W przeciwieństwie do opozycji, oskarżanej we wszystkich programach informacyjnych i publicystycznych w TVP o całe zło tego świata.
Koniec tuby propagandowej PiS
Tak to już w naszym kraju jest, że zmiana układu politycznego co do zasady prędzej czy później wiąże się ze zmianą szefostwa w publicznych mediach. To nowe z pewnością nie zatrzyma ludzi, którzy nie tylko uczynili z TVP tubę propagandową PiS i miejsce szczucia na jego przeciwników, ale też sprawili, iż jednym z najczęściej przywoływanych określeń opisujących jakość emitowanych materiałów jest słówko „paździerz”.
Czytaj więcej:
Teraz branżowe portale donoszą o tzw. złotych spadochronach szykowanych dla osób uchodzących za twarze pisowskiej telewizji. To nic innego jak lukratywne kontrakty, które mają zapewnić sowite odprawy w razie zwolnienia, a także zagwarantować wypłaty na długo po rozstaniu z dotychczasowym pracodawcą. Wedle nieoficjalnych informacji na sklecane naprędce korzystne umowy, choć już oczywiście opiewające na mniejsze sumy, może też liczyć drugi i trzeci garnitur pracowników TVP.
Intencje zrozumiałe, wszak wiadomo, że dziennikarze, którzy przychylając nieba władzy stracili twarz lub wykazali dramatyczne wręcz braki warsztatowe, niełatwo znajdą zatrudnienie w branży.