Komisja Europejska skorzystała ze swojego klasycznego uprawnienia. Może blokować środki budżetowe przeznaczone dla danego państwa, jeśli uzna, że krajowe procedury niewystarczająco chronią przed korupcją. Węgierski plan wydatkowania 7,2 mld euro na walkę ze skutkami pandemii nie dawał takich gwarancji. Decyzja KE może się zmienić, jeśli Węgry wypełnią zalecenia Brukseli. Wzmocnią m.in. mechanizmy antykorupcyjne poprzez poprawę przepisów przetargowych, monitoringu i dostępu do informacji politycznej. Chodzi o ograniczenia nieformalnych płatności w sektorze zdrowia i zmniejszenie liczby niekonkurencyjnych przetargów, a także modernizację systemu informatycznego prokuratury.
Jeżeli Węgry spełnią postulaty KE, plan zostanie zatwierdzony i przekazany do Rady Europejskiej, złożone z szefów MSZ poszczególnych państw.
Czy podobny blokowania planu odbudowy scenariusz grozi Polsce? Rząd w Warszawie wnosił o wydłużenie terminu na zatwierdzenie planu przez Komisję o miesiąc. Decyzja w tej sprawie zapadnie w sierpniu.
Scenariusz węgierski raczej nam na tym etapie nie grozi. Bruksela, podejmując decyzje, oparła się tylko i wyłącznie na ocenie realnych zagrożeń związanych z defraudacją unijnych środków. Do Budapesztu zastrzeżenia były formułowane od lat. Szacunki Brukseli wskazywały, że nawet 4 proc. środków pochodzących z budżetu Unii mogły zostać wydane niezgodnie z przeznaczeniem. W Polsce nigdy nie mieliśmy podobnej sytuacji. Wyłudzanie funduszy UE jest sprawą marginalną, a jeśli chodzi o rozliczenia unijnych środków, sytuujemy się w czołówce państw, które robią to najlepiej.
Decyzja KE wobec Węgier to nie jest aktywowanie rozporządzenia „ fundusze za praworządność". Nie wiąże się też z zarzutami dotyczącymi dyskryminacji środowisk LGBT przez nową ustawę o ochronie dzieci.