Prezydent ma prawo w razie wątpliwości wobec przepisów prawa zdać się na osąd sądu konstytucyjnego. W przeszłości działo się tak wiele razy, kiedy przed podpisem ustawa trafiała do TK. Teraz kontekst jest inny. Andrzej Duda, wysyłając nowelę o SN do kontroli prewencyjnej, robi to z pełną świadomością, że Trybunał jest instytucją rozbitą i upolitycznioną, która może być niezdolna do wykonania tego zadania. A jego apele o szybkie zbadanie ustawy mogą trafić w próżnię.
Eurosceptyczny Trybunał
TK musi rozpatrzyć wniosek w pełnym składzie. Tymczasem na początku stycznia sześciu sędziów Trybunału zakwestionowało prezesurę Julii Przyłębskiej, uznając, że jej kadencja wygasła. Rolą prezesa TK jest m.in. zwoływanie posiedzeń SN w pełnym składzie i przewodniczenie im. Istnieje ryzyko, że w związku z nieuznawaniem roli prezes Przyłębskiej część sędziów nie będzie honorować tego uprawnienia i skład orzeczniczy się nie zbierze. Taka sytuacja może trwać miesiącami, zamrażając nowelę. Paradoks polega również na tym, że dopóki TK nie wyda werdyktu, nie będzie można podjąć żadnej nowej inicjatywy legislacyjnej w tej sprawie. Kwestia funduszy może nadal być zamrożona nawet, jeżeli uda się pełny skład SN zgromadzić. Nie ma bowiem pewności, że wyrok będzie po myśli rządzących. W TK jest silna frakcja eurosceptyczna, która kwestionowała już ingerowanie Brukseli w sprawy ustrojowe. Nie jest tajemnicą, że część sędziów, abstrahując od oceny merytorycznej ustawy – uważa przywieziony przez rząd kompromis za dyktat. I przez ten pryzmat może orzekać. Przeciąganie liny między TK a TSUE sprawiło, że poziom eurosceptycyzmu w tym sądzie sięgnął zenitu, a niektórzy sędziowie marzą nie o kompromisie, tylko odwecie. Zresztą dotychczasowe wyroki w sprawach unijnych nie pozostawiają wątpliwości, jaka linia orzecznicza przeważa.
Czytaj więcej
Zależy mi na jak najszybszym uruchomieniu środków z Krajowego Planu Odbudowy, które są potrzebne do rozwoju polskiej gospodarki, dlatego nie zdecydowałem się na zawetowanie nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym - powiedział w wieczornym orędziu Andrzej Duda.
Powody decyzji prezydenta
W TK są obecnie dwie frakcje. Umiarkowana – bliższa premierowi Morawieckiemu – z Julią Przyłębską, która mimo że krytycznie patrzy na politykę Brukseli, gotowa jest iść w stronę oczekiwań obozu władzy, dla „dobra sprawy”. Druga jest bliższa Zbigniewowi Ziobrze i jego doktrynie „nie oddamy ani guzika” z Bogdanem Świączkowskim i Mariuszem Muszyńskim, wiceprezesem TK, którzy dyktatowi Brukseli ulegać nie chcą. Obaj to też oponenci Julii Przyłębskiej i jej prezesury. W takich warunkach trudno o optymizm w sprawie ustawy, która ma odblokować KPO. Nawet jeśli sędziowie zakwestionują tylko część zmian, np. test niezawisłości, i tak wywrócą zawarty z Unią kompromis, w którym nie można było zmieniać „ani przecinka”.
Dlaczego prezydent, mając świadomość tych uwarunkowań, zdecydował się na taki krok? Jeśli miał wątpliwości, mógł wybrać łagodniejszą opcję – podpisać ustawę i skierować ją po tym do TK, wtedy mogłaby obowiązywać. A Trybunał mógłby ją badać w pięcioosobowym składzie, który łatwiej zebrać. Powodów tej decyzji jest kilka. Andrzej Duda jest przekonany, że niektóre przepisy noweli o SN łamią konstytucję, głównie chodzi o tzw. test niezawisłości. Nie bez wpływu pozostało ignorowanie jego zdania przez rząd w negocjacjach z UE. A wcześniej upokorzenie go przez Brukselę, kiedy ta zaakceptowała prezydencką reformę, by później ocenić, że nie spełnia kamieni milowych.