Znaczna ich część to byli pracownicy odesłani przez „epokę restrukturyzacji" w zaklęte rewiry przedsiębiorczości, którzy tylko udają biznesmenów. Oni ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej tak naprawdę nie potrzebują. Byli pracownikami i nadal w rzeczywistości nimi są. Jest jednak milionowa rzesza zatrudniających „tylko siebie", dwie, cztery czy nawet dziesięć osób. Ich pierwszym biznesowym krokiem powinna być wizyta w lokalnej siedzibie ubezpieczyciela. Po co? Po pierwsze, by napić się ... kawy z szefem agentów i osób wykonujących czynności agencyjne. Po drugie zaś, by dowiedzieć się szczegółów z ogólnych warunków umów polisy OC. Bez poznania istoty odpowiedzialności za szkody spowodowane przez te „małe przedsiębiorstwa" innym podmiotom gospodarczym czy klientom – konsumentom ryzyko finansowe prowadzenia warsztatu, hurtowni, sklepu, lokalu gastronomicznego, pensjonatu czy placówki medycznej może być nie do udźwignięcia. Trzeba poznać miejscowych macherów od odszkodowania, wyceny majątku, wartości szkody czy wreszcie postępowania likwidacyjnego. Potem wybrać ubezpieczenie OC dla firmy, zapłacić składkę i spać spokojnie. Wszystko po to, by życie było łatwiejsze i cały interes nie zakończył się innym postępowaniem – egzekucyjnym z udziałem też miejscowego, ale komornika.Więcej o styku małego biznesu z odpowiedzialnością ubezpieczyciela można przeczytać na kolumnie w artykule Pawła Sikory specjalisty ds. ubezpieczeń „Ile odpowiedzialności cywilnej".
Zapraszam do lektury także innych tekstów w najnowszym numerze „Prawo w Biznesie".