Zgodnie z przewidywaniami, TSUE odrzucił skargi Polski i Węgier, podważające rozporządzenie „fundusze za praworządność". Mimo to decyzja Luksemburga nie jest dla polskiego rządu tak tragiczna, jakby wskazywały na to reakcje i retoryka niektórych polityków rządzącego obozu. Rząd obawiał się, że TSUE, oceniając rozporządzenie, dokona jego wykładni rozszerzającej i da tym samym Brukseli zielone światło na bardziej zdecydowane działania wobec Polski. Zezwoli na aktywowanie mechanizmu, jeżeli tylko istnieje domniemanie, że stan systemu prawnego w danym państwie może mieć negatywny wpływ na wydatkowanie funduszy unijnych w przyszłości. A to oznaczałoby, że środki UE mogłyby być zablokowane z uwagi np. na zastrzeżenie do działania Krajowej Rady Sądownictwa czy nawet w związku z aferą Pegasusa. Mimo że żadnych z tych spraw nie można bezpośrednio powiązać z wydatkowaniem unijnych pieniędzy.
TSUE potraktował jednak stosowanie rozporządzenia zawężająco, odnosząc go tylko to kwestii związanych z faktycznymi zagrożeniami dla unijnego budżetu. Podkreślając, że musi istnieć bezpośredni związek między naruszeniami praworządności i naruszeniem dyscypliny finansowej UE. W tym kontekście nie da się wykazać bezpośredniego zagrożenia dla finansów UE działania takich instytucji, jak Izba Dyscyplinarna czy KRS.
Czytaj więcej
Wyrok TSUE oddalający skargę Polski na rozporządzenie o mechanizmie warunkowości to dowód na bardzo poważny polityczny, historyczny błąd premiera Morawieckiego, który wyraził akceptacje na szczycie Brukseli w 2020 roku dla wprowadzenia tego rozporządzenia - skomentował minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Jego zdaniem wyrok potwierdza wszystkie obawy, które zgłaszała Solidarna Polska.
W najbliższych tygodniach Komisja Europejska ma przygotować wytyczne dla praktycznego stosowania rozporządzenia. Jeżeli wykładnia TSUE się utrzyma, a raczej wiele na to wskazuje, polski rząd będzie mógł odetchnąć z ulgą. Obecnie bowiem jesteśmy na ostatnich miejscach w UE, jeśli chodzi o skalę nieprawidłowości przy wykorzystywaniu funduszy UE. Nad Wisłą wyłudzany jest zaledwie ułamek procentu przyznanych środków, a zastrzeżeń do polskiego systemu nadzoru instytucje unijne nie mają. Większy problem z rozporządzeniem będą mieli Węgrzy, gdzie aż 4 proc. funduszy z ostatniej perspektywy budżetowej było wydawanych niezgodnie z prawem. A Bruksela ma poważne zastrzeżenia do działania tamtejszego prawa zamówień publicznych, m.in. pod kątem zabezpieczeń antykorupcyjnych czy prokuratury, która nie jest efektywna w ściganiu przestępstw na szkodę Unii. Mechanizm „fundusze za praworządność" może dotknąć też takich krajów, jak: Włochy, Grecja, Hiszpania, Cypr, Bułgaria czy Rumunia, gdzie jest tradycyjnie wysoki odsetek wyłudzeń funduszy UE, a państwa nie radzą sobie z ich ściganiem.
Na dzisiaj Polska nie ma się czego obawiać, a słowa Zbigniewa Ziobry, że wyrok TSUE „to dowód na historyczny błąd premiera Morawieckiego", są mocno przesadzone. Przewrotnie to, co się stało, jest dla polskiego rządu bardziej korzystne, niż było jeszcze wczoraj, nim wyrok zapadł. Oczywiście rząd nie ma powodów do euforii. Ciągle zablokowanych jest kilkadziesiąt miliardów euro, które mieliśmy otrzymać w ramach Funduszu Odbudowy. Również kalendarz orzeczeń, które mogą zapaść przeciwko Polsce, nie układa się optymistycznie, a klucze do unijnego sejfu trzymają nie najlepiej nastawieni do naszego kraju unijni urzędnicy.