Poselski projekt ustawy o statusie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, który nie tak dawno został skierowany do prac w sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, wzbudza wątpliwości natury konstytucyjnej. Jego uzasadnienie zaś, które w zasadniczej części przywołuje zalecenia wypracowane w opinii zespołu ekspertów ds. problematyki Trybunału Konstytucyjnego, narusza standardy stanowienia prawa. Trudno bowiem przejść do porządku nad faktem, chyba bez precedensu, że w treści uzasadnienia do projektu ustawy przytacza się opinie ekspertów, które w sposób oczywisty podważają ich niezależność. Niezależność, która powinna być najważniejsza dla każdego, kto podaje się za eksperta bądź kto za takiego jest uważany.
To trąci polityką
Kwestia jest na tyle istotna, iż merytoryczna treść ustawy dotyczy najważniejszego organu władzy sądowniczej w Polsce. Organu konstytucyjnego, który ma służyć wszystkim obywatelom, a nie tylko wybranej grupie. Nikt rozsądny, co oczywiste, nie podważa prawa większości parlamentarnej do ustanawiania nowych praw. Przywołanie jednak w treści uzasadnienia do projektu opinii ekspertów, iż „W tym kontekście należy także postrzegać szczególnie rażące, z racji swej intensywności politycznej, wypowiedzi i zachowania niektórych sędziów w stanie spoczynku, w tym Trybunału Konstytucyjnego", dyskwalifikuje nawet potencjalnie szlachetny i słuszny cel nowej regulacji. Lektura konkretnych rozwiązań ustawowych zawartych w projekcie zdaje się potwierdzać powyższe zastrzeżenia i sugeruje inny niż przedstawiany w uzasadnieniu cel wprowadzenia nowej regulacji.
W art. 5 ust. 4 projektu wątpliwości budzi przepis uprawniający prezesa Trybunału do przedłożenia pisemnego sprzeciwu wobec podjęcie albo kontynuowania zatrudnienia lub innego zajęcia przez sędziego Trybunału. Prezes TK jedynie uznaniowo stwierdza, co będzie utrudniało pełnienie obowiązków, uchybiało godności sędziego Trybunału Konstytucyjnego lub podważało zaufanie do jego bezstronności i niezawisłości. Zastrzeżenia natury konstytucyjnej budzi pełna arbitralność w tym zakresie prezesa TK. Sędzia nie ma możliwości odwołania się od sprzeciwu w żadnym trybie. Jest to o tyle zaskakujące, że sprzeciw prezesa TK ma dotyczyć czynności wykonywanych poza faktycznym sprawowaniem funkcji publicznej sędziego TK. Takie uprawnienie prezesa TK, gdy konflikt polityczny przeniesie się na Trybunał, a właśnie z tym mamy teraz do czynienia, faktycznie oddaje w jego ręce instrument mający charakter represyjny wobec „niewygodnego sędziego".
Wydaje się jednak, iż najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby poprzestanie jedynie na obowiązku poinformowania prezesa TK o podjęciu zatrudnienia na uczelni. Gdyby ustawodawca poprzestał na wprowadzeniu regulacji umożliwiającej zatrudnienie sędziego tylko na jednej uczelni, o czym mowa w ust. 2 art. 5 projektu ustawy, złamanie tego obowiązku byłoby deliktem dyscyplinarnym, który rodziłby konieczność wszczęcia postępowania dyscyplinarnego na wniosek prezesa TK. Takie rozwiązanie byłoby zapewne bardziej transparentne.
O ile ograniczenie możliwości zatrudnienia dla czynnego sędziego TK poza Trybunałem można by zrozumieć, o tyle już ograniczanie w art. 33 ust. 2 i 3 projektu ustawy możliwości zatrudnienia sędziego w stanie spoczynku budzi zdumienie swoją nieracjonalnością. Sędzia TK w stanie spoczynku nie pracuje przecież zawodowo. Nie orzeka. Zasadniczo jedyną możliwością zgodnego z prawem zatrudnienia sędziego jest praca w charakterze pracownika naukowo-dydaktycznego.