Materiał zarejestrowany podczas drugiego dnia procesu stacje telewizje i radiowe mogą emitować dopiero po rozprawie. To wyjątkowa decyzja sądu. Zakaz dotyczy także prasy oraz internetu. Żadne cytaty z zeznań nie mogą się więc ukazać przed zakończeniem przesłuchania wszystkich świadków wezwanych na wtorek.
O ile nie budzi zastrzeżeń ograniczenie dla mediów elektronicznych, gdyż zgodnie z art. 357 kodeksu postępowania karnego sąd może określić warunki, od których uzależnia zezwolenie przedstawicielom radia, telewizji oraz prasy na utrwalenia obrazu i dźwięku z rozprawy, o tyle z prasą papierową już tak nie jest. A ma ona możliwość przekazywania informacji „papierowej" przez internet.
– Mnie nie razi takie zarządzenie sądu. Chodzi nie tylko o to, by świadkowie nie dowiadywali się, co zeznali inni. W tej sytuacji ograniczenie może dotyczyć wszelkiej prasy – ocenia prof. Jacek Sobczak, karnista, specjalista od prawa prasowego. – Plusem takiego zarządzenia jest to, że dziennikarze mają chwilę do namysłu, co może ograniczyć wpadki, jakie zdarzyły się podczas pierwszego dnia rozprawy dwóm stacjom, które bezprawnie ujawniły część danych.
Zdaniem adwokata Jacka Kondrackiego, jeśli dziennikarze prasowi są w sali, to mają pełne prawo do relacji. Albo rozprawa jest jawna, albo zupełnie z wyłączeniem jawności, i wtedy nie można pisać o tym, co się dzieje na sali. Poznański sąd jednak nie sięgnął po ten najmocniejszy rygor, choć przed procesem go rozważał. Wyłączyć jawność sąd może w całości bądź w części, m.in. jeżeli mogłaby ona obrażać dobre obyczaje czy naruszyć ważny interes prywatny (art. 360 kodeksu postępowania karnego), ale tych przesłanek SO nie przywołał.
Przypomnijmy, że jawność rozprawy jest fundamentem cywilizowanego procesu. Sądowi chodzi więc o prawidłowość przesłuchania wtorkowych świadków. Jako pierwsza zeznawała siostra oskarżonego, później brat ofiary, a potem troje policjantów, w obecności których po jednym z eksperymentów procesowych Adam Z. miał przyznać, że pokłócił się z Ewą Tylman i zepchnął ją ze skarpy w nurt Warty. Pierwszego dnia procesu oświadczył jednak, że policjanci wymusili na nim takie zeznania, i nie przyznał się do zabójstwa.