Wniosek marszałka Sejmu, aby Trybunał Konstytucyjny rozstrzygnął spór o granice prezydenckiego prawa łaski, może nie tylko rozwiązać tę sprawę, ale również przypomnieć o tym, miejmy nadzieję, pożytecznym narzędziu.
Nie ma wątpliwości, że wykładnia, jaką zaprezentował Sąd Najwyższy, może mieć nie tylko wsteczny skutek dla Mariusza Kamińskiego – to zagadnienie głównie dla sądu karnego, ale dotyka też konstytucyjnych uprawnień prezydenta. Zawęża bowiem istotnie rozumienie (przynajmniej przez część prawników) prawa łaski. Co więcej, wykładnia ta może być traktowana jako precedens i inne składy SN, niekoniecznie karne, mogą ogłaszać, by nie powiedzieć przemycać, wykładnię ograniczającą kompetencje innych organów władzy. Tym bardziej że nastała moda na rozproszoną kontrolę konstytucyjną. Tymczasem poza okresami dominacji jednego obozu politycznego w III RP dochodziło do ciągłych sporów. Dopóki nasza demokracja nie dojrzeje albo nie zostanie uchwalona lepsza konstytucja, można czynić użytek z procedury rozstrzygania sporów kompetencyjnych przed TK, rzadko do tej pory wykorzystywanej.
Przynajmniej raz została ona jednak skutecznie zastosowana, gdy w 2009 r. Trybunał rozstrzygnął spór kompetencyjny na linii prezydent – premier o prawo do reprezentowania Polski na posiedzeniach Rady Europejskiej (sprawa Kpt 2/08). Chodziło o spór, który symbolizowały głośne kontrowersje „o krzesło" w Brukseli między rządem Donalda Tuska a prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Procedura rozstrzygania sporu kompetencyjnego jest dość dokładnie uregulowana, możemy więc mieć okazję obserwowania pełniejszej wymiany argumentów, a każdy wyrok będzie lepszy niż spór.
Oczywiście pojawią się zapewne głosy kwestionujące werdykt TK, tak jest zresztą po każdym niemal ważnym orzeczeniu. Powiedzenie doświadczonych adwokatów mówi jednak: każda sprawa uczy.