Komisja Europejska uznała, że ustawowe obniżenie wieku emerytalnego kobiet wobec mężczyzn jest dyskryminacją i kłóci się z traktatami Unii oraz dyrektywą w sprawie równości płci w zatrudnieniu. Powołała się przy tym na art. 57 traktatu UE, według którego płace kobiet i mężczyzn nie powinny być zróżnicowane. Tyle że płace to nie emerytury. Dodatkowo art. 53 stwierdza, że zabezpieczenia społeczne należą do kompetencji państw UE. Przepisy traktatowe są jednak nadrzędne nad przywoływaną dyrektywą równościową nr 54 z 2006 r., będącą w sprzeczności z nieuchyloną dyrektywą nr 97/7 stwierdzającą, że nie narusza ona prawa państwa do ustalania wieku emerytalnego. Europejski Trybunał Sprawiedliwości może spór rozstrzygnąć, choć jego orzeczenia zależą coraz częściej od ich zgodności z logiką federacyjną dominującą wśród sędziów.
Afirmacja dla niektórych grup
Zróżnicowanie emerytalne jest oczywiście przywilejem, a nie ograniczeniem prawa, ponieważ decyzja o zaprzestaniu pracy zależy od samych kobiet. To zaś stanowi bardziej dyskryminację mężczyzn. Decyzja Komisji Europejskiej, powodowana kalkulacjami ekonomicznymi, może wynikać również z utylitarnego patrzenia na społeczne relacje płci. Nie uwzględnia elastyczności rodzinnych decyzji życiowych czy macierzyństwa jako wartości samoistnych. Dyskryminacja jest kategorią o wielu zmiennych biologicznych czy kulturowych, a w Polsce tradycja zróżnicowania jest obecna też np. wśród profesorów na uczelniach. Być może taka elastyczność powinna odnosić się także do sędziów. Państwa dopuszczają przecież działania afirmacyjne dla niektórych grup, np. Karta Praw Podstawowych UE w art. 23 wprowadza ją dla kobiet.
Liberalno-lewicowa ideologia uznaje tożsamość natur i wymienność funkcji kobiet i mężczyzn. Odrzuca jednak ich wzajemne relacje i komplementarność, warunek konieczny zakorzenienia w ładzie dającym szanse na pełne autonomiczne wolne wybory. O tym jest biblijna opowieść o stworzeniu Adama i Ewy, .
Zatarcie granic to tyrania
To, co jest interesujące w sporze z Komisją Europejską traktującą demokratyczny rząd Polski jako niemal władzę okupacyjną nad społeczeństwem, to nie tylko przekonanie o zachodniej wyższości cywilizacyjnej nad zacofaną Europą Środkowo-Wschodnią i gra podwójnymi standardami, ale forsowanie ideologicznego projektu elit i rewizja klasycznych idei równości.
Równość rozumiana jest coraz bardziej jako polityka tożsamości grupowej i jednostkowej, w której nikt nie może być dyskryminowany. Pojęcie antydyskryminacji zmieniło znaczenie, wpisując się w liberalno-lewicowy ideologiczny kontekst jego użycia. Oskarżenia o ksenofobię, homofonie czy seksizm funkcjonują obecnie jako narzędzia władzy i uciszania niepokornych z ustanowieniem norm moralnej niewinności wobec moralnie złych.