Kiedy w 1933 r. Gustav Radbruch został zwolniony ze stanowiska profesora Uniwersytetu w Heidelbergu, uzasadniono to stwierdzeniem, że jego „cała osobowość i dotychczasowa działalność polityczna [...] nie dają rękojmi opowiedzenia się za narodowym państwem". Gustav Radbruch nie przedstawił jeszcze w tym czasie swojej znanej koncepcji, nazwanej od jego nazwiska „formułą Radbrucha", a skala zbrodni dokonanych później przez nazistów wydawała się wówczas niewyobrażalna. Mimo to dziś prawdopodobnie bylibyśmy zgodni, że zwolnienie wybitnego profesora prawa ze stanowiska na publicznej uczelni z powodów czysto politycznych i „osobowościowych", nawet jeśli byłoby zgodne z przepisem ustawy, należałoby uznać za działanie, które Radbruch nazwał już po 1945 r. „rażącą niesprawiedliwością" i w konsekwencji „ustawowym bezprawiem". Nawet jeśli w tamtym czasie tak znamienici profesorowie jak Carl Schmitt czy Martin Heidegger nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego, a czystki na uczelniach usprawiedliwiano „dobrem narodu".
W artykule zatytułowanym „Filozof prawa wykarykaturzony" („Rzeczpospolita" z 23 stycznia 2018 r.) prof. A. Bojańczyk pochylił się nad zasadnością przywołania formuły Radbrucha przez pierwszą prezes SN – prof. M. Gersdorf w jej liście otwartym z grudnia 2017 r. Szczególnie krytycznie autor ocenił tę część stanowiska pierwszej prezes SN, w której porównała ona przepis nowej ustawy o Sądzie Najwyższym, pozwalający na usunięcie ze stanowiska pierwszego prezesa SN przed końcem konstytucyjnie wyznaczonej kadencji, do opisanej przez Gustava Radbrucha kategorii „ustawowego bezprawia". Zdaniem prof. A. Bojańczyka „stanowisko to nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia i jest rażącym nadużyciem istoty formuły Radbrucha".
W pełni zgadzam się z autorem co do tego, że zarzut „ustawowego bezprawia" to zarzut najcięższego kalibru i nie można koło niego przejść obojętnie. Jest bezsporne, że zarzut „ustawowego bezprawia" musi być brany na poważnie, zwłaszcza gdy podnosi go osoba będąca profesorem prawa, a jednocześnie Pierwszym Prezesem SN. Czy jednak krytyczna analiza przeprowadzona przez prof. A. Bojańczyka rzeczywiście i rzetelnie przedstawia znaczenie formuły Radbrucha i wynikające z niej konsekwencje, a co za tym idzie, czy przekonująco podważa tezę prof. M. Gersdorf? W moim przekonaniu nie.
Konstytucyjność a zasady
W pierwszej kolejności prof. A. Bojańczyk akcentuje konieczność rozróżnienia pojęcia „ustawowego bezprawia" w rozumieniu Radbrucha oraz pojęcia „niekonstytucyjności" ustawy. Rzeczywiście są to różne pojęcia, ale poza dostrzeżeniem tego truizmu, autor zdaje się nie zauważać, że choć nie każda ustawa niezgodna z konstytucją musi być ex definitione uznana za „ustawowe bezprawie", to jednak w wielu przypadkach może się okazać, że ustawa niekonstytucyjna jest jednocześnie „ustawowym bezprawiem". Dzieje się tak dlatego, że większość zasad i wartości, które Radbruch wyprowadzał z prawa naturalnego lub „praw rozumu" zostało po doświadczeniach II wojny światowej wprost zapisanych w konstytucjach – tak w Konstytucji RFN z 1949 r., jak i Konstytucji RP z 1997 r. W Rzeszy Niemieckiej takich możliwości konfrontowania treści ustaw z normatywnie zdefiniowanymi wartościami oraz publicznymi prawami podmiotowymi nie było. Gdyby konstytucje te obowiązywały przed 1945 r., to Radbruch, omawiając sprawy nazistowskich sędziów, katów czy dezerterów, nie musiałby prawdopodobnie tworzyć swojej wyrafinowanej koncepcji, bo wystarczyłoby odwołać się do konstytucyjnych zasad – demokratycznego państwa prawnego, godności człowieka, równości i proporcjonalności, a także zasady podziału i równoważenia władzy oraz niezależności sądownictwa. Zasady te zostały „spozytywizowane" w Konstytucji RFN z 1949 r. w znacznej mierze dzięki inspiracji formułą Radbrucha, a ich naruszenie może być w pewnych szczególnych („rażących") przypadkach określone nie tylko jako niezgodne z konstytucją, ale także jako „ustawowe bezprawie". Dlatego jednym z powodów, dla których współczesne sądy nie muszą odwoływać się do formuły Radbrucha jest fakt, że mogą odwołać się do art. 2 Konstytucji RP, czy innych konstytucyjnych zasad.
W świetle powyższego, stwierdzenie prof. A. Bojańczyka, że zagadnienie niekonstytucyjności i kwestia formuły Radbrucha „nie mają ze sobą wiele wspólnego", a kaliber i waga argumentu radbruchowskiego „jest znacznie wyższa od „prostego" zarzutu niekonstytucyjności" pomija istotę nowoczesnych konstytucji (wraz z wyrażonymi w nich zasadami i wartościami o prawnonaturalnej genezie). Śmiem twierdzić, że właśnie ten pogląd jest karykaturalnym przedstawieniem nie tylko myśli Gustava Radbrucha, ale także obowiązujących konstytucji.