Kiedy niedawno Viktor Orbán, największy sojusznik Jarosława Kaczyńskiego, ogłaszał swój nowy program socjalny, znacząco poszerzając wsparcie m.in. dla rodzin, wydawało się, że prawicy w Polsce, która nawiązywała już do węgierskich doświadczeń, trudno będzie go przebić.
Czytaj także: Wielkie kuszenie elektoratu. Ruszyła kampania wyborcza
Podczas sobotniej konwencji lider Zjednoczonej Prawicy pokazał, że jest to możliwe. Poszerzenie programu 500+ i „trzynastki" dla emerytów zwiększą szanse PiS na zwycięstwo w wyborach w 2019 r. Jednak populistyczny rozmach może być niebezpieczny dla finansów państwa w czasach dekoniunktury. Szacunkowy koszt 500+ sięgnie 40 mld zł, czyli ok. 2 proc. polskiego PKB.
Na tym tle lepiej wyglądają propozycje zmian podatkowych. Idą one w kierunku obniżenia kosztów pracy, co od lat postulują przedsiębiorcy. Prostym zabiegiem wydaje się zapowiedź podniesienia kosztów uzyskania przychodu, które nie zmieniały się od lat. Z wypowiedzi Mateusza Morawieckiego wynika, że wzrosną one „przynajmniej dwukrotnie".
Dość enigmatyczna jest natomiast zapowiedź obniżenia podatków dla wszystkich pracujących. Premier co prawda doprecyzował, że chodzi o zniesienie stawki na poziomie 18 proc., jednak do końca nie wiadomo, kogo ta zmiana będzie dotyczyć. Czy chodzi wyłącznie o osoby pracujące na etatach i zleceniach, czy też np. setki tysięcy prowadzących działalność gospodarczą i płacących PIT? Jeżeli ta ostatnia grupa zostałaby pominięta przez PiS, śmiało można by było powiedzieć, że jest podatkowo dyskryminowana. Warto pamiętać, że wcześniej rząd dość radykalnie obniżył CIT do 9 proc. dla małych spółek z o.o. i akcyjnych.