Słabe SLD raczej będzie reformy wspierało, niż blokowało. PiS jak zwykle jest niewiadomą - pisze Adam Bodnar w artykule opublikowanym na stronie www.ebos.pl.
Od siedmiu lat w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zajmuję się prawami człowieka. W Polsce wciąż są one naruszane, wiele problemów jest nierozwiązanych, mamy liczne grzechy przeszłości – a przed nami sporo wyzwań. Niektóre z zagadnień z zakresu praw człowieka idealnie nadawałyby się na kampanię wyborczą. Wartościowe byłoby rzetelne i twarde oskarżenie partii rządzącej o nadużycia czy brak konsekwencji, skłonienie do pogłębionej debaty, pokazanie dramatów wielu osób. Wydaje się jednak, że kampania przetoczyła się obok praw człowieka. Ich temat pojawiał się tu i ówdzie, w programach jednej czy drugiej partii, wypowiedziach tego czy innego polityka. Jednak żaden z tematów nie stał się motywem przewodnim czy też wydarzeniem porównywalnym choćby do frazy „Jak żyć, Premierze?".
Więzienia CIA
Zacznijmy od polityki międzynarodowej. Jeżeli rozmawia się obecnie z przeciętnym dziennikarzem z zachodniej Europy to prędzej czy później pojawia się pytanie o więzienia CIA w Polsce i kwestię wyjaśnienia odpowiedzialności za ich istnienie. Co więcej, w czasie kampanii pojawił się nowy raport Dicka Marty'ego na ten temat, nowy raport Amnesty International na temat więzienia na Litwie i porządny wywiad z Komisarzem Praw Człowieka RE Thomasem Hammerbergiem. Jednak żaden z polityków nie podchwycił tego tematu w czasie kampanii wyborczej, tak jakby problem przestał w ogóle istnieć.
Karta Praw
Był natomiast moment, w którym do debaty przebił się temat Karty Praw Podstawowych. Politycy zaczęli się spierać, czy Polska Kartę ratyfikowała, czy też nie. Odpowiedź na to pytanie jest bardziej skomplikowana i nie leży w kwestii ratyfikacji, lecz raczej wycofania się z haniebnego protokołu polsko-brytyjskiego do Karty, który ogranicza jej stosowanie. Premier Donald Tusk jeszcze w marcu 2011 roku zapowiadał takie działania, ale w czasie kampanii ustami Rzecznika Polskiej Prezydencji UE Konrada Niklewicza z tego się wycofał. Przedstawiony został argument, że po co się wycofywać z protokołu, skoro – zdaniem rządu – ma on teraz znaczenie czysto symboliczne. W efekcie zamiast realnej dyskusji mieliśmy politologiczno-prawniczy spór o to, czy Karta była ratyfikowana, co to jest protokół, czy ma znaczenie prawne czy symboliczne, czy można się wycofać czy nie, co to oznacza. Rząd osiągnął zamierzony skutek. Dzięki zamierzonej manipulacji opinia publiczna i politycy tak dalece pogubili się w tym, co jest prawdą, a co fałszem, i kto ma rację, że temat został odpuszczony. A protokół polsko-brytyjski do Karty wciąż obowiązuje i nie padła nawet jedna poważna deklaracja, że Polska się z niego wycofa.
Niewątpliwie ożywczy dla praw człowieka był udział w kampanii Ruchu Palikota. Aż żal, że niektóre tematy – typowe dla lewicy – jak na przykład brak etyki w szkołach, nie zostały podjęte przez inne partie i nie stały się przedmiotem realnej dyskusji. Z kolei temat potrzeby ustawy o związkach partnerskich był spychany na margines dyskusji jako rzekomy wątek poboczny. Polityka równościowa stała się tematem jednej debaty, ale... zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, a nie przez media. Było w tym coś z atmosfery ostatnich czterech lat debat parlamentarnych, w których politycy unikali jak ognia podejmowania tematów wrażliwych, acz dotyczących wielu ludzi. A partia rządząca przyjęła po raz kolejny świadomą strategię niewchodzenia w konflikt z Kościołem katolickim czy ogniskowania emocji na linii PO – PiS (szczególnie że sam PiS nie był nastawiony w kampanii na konflikt).